czwartek, 7 lutego 2008

Voldemort zabija Rona! Harry zabija Snapea!

Powyższe stwierdzenia nie są prawdą.

No i skończył się Harry Potter. W zasadzie bez większych niespodzianek, dość zaskakujący jest tylko wysoki body count pozytywnych bohaterów, padają na lewo i prawo, nikt nie zna dnia ani godziny. Harry z ekipą szuka pozostałych horokruksów, Voldemort z ekipą przejmuje władzę, na koniec wielka bitwa (o to będzie fajne w filmie!), nasi dobrzy wygrywają. Swoją drogą to Voldemort w tej części nie wygląda na Wielkiego Złego a raczej na sfrustrowanego cieniasa, którego Harry robi jak dziecko kiedy chce.
W skrócie: Ron:"Hermiona, Hermiona, jestem zazdrosny o Harrego" Hermiona:"Ron, Ron, gamoniu" Harry:"Dumbledore, Ginny, Dumbledore, kogo kocham bardziej?" Voldemort:"Zło, zło, mrok, [niekontrolowany atak gniewu], [zabija losowych współpracowników], ciemność!"

Przed filmowcami spore wyzwanie, nie chodzi o długość - imho podział na dwie części nie jest konieczny. Za to pod koniec książki są zwolnienia, które mogą tempo filmu popsuć; podczas finałowej wielkiej bitwy są dwie przydługie sceny przemowy (i to w trakcie pojedynku) i cały rozdział biografii Snapea. Scenarzysta będzie musiał przyciąć co nieco.

Zakończenie niespecjalnie zostawia miejsce na kontynuację, ale Dżejkej raczej sobie poradzi. Zaraz pewnie jakiegoś spin-offa strzeli typu "Saga rodu Weasleyów" albo "Zakazane pasje - tajemnice damskiej szatni w Hogwarcie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz