opowiadanie - Etoiles Mortant

Etoiles Mortant

Valerie Duval kuliła się wysoko nad dachami Fukido. Wysunęła lufę karabinu snajperskiego przed zniszczony neon i obejrzała okolicę przez teleskopowy celownik. 
  
 Kłębiący się pod nią tłum przewalał się ulicami. Przechodnie zatrzymywali się, by oglądać towary na wystawach sklepów, przeglądali się w lusterkach luksusowych limuzyn. Drogie kobiety, wystrojone w ubrania znanych projektantów, wymieniały porozumiewawcze spojrzenia z businessmanami, ubranymi w Imperialne garnitury. Nędzarze żebrali. Niebezpiecznie wyglądający młodzicy stali na rogu ulicy, próbując wyglądać na twardzieli. Wszystko było tak, jak zapamiętała to piętnaście lat temu. W Fukido nie zmieniło się nic, nawet jeśli zmieniła się ona. Przez te lata przeszła przez armię i wstąpiła w szeregi Etoiles Mortant.Już nie była słodką, młodą dziewczyną. Może nigdy nią nie była. 
  
 Zerknęła na swój chronometr. Jeszcze dwie minuty. Jules z zespołem powinien już być na pozycji. Reszta drużyny powinna być gotowa. Potrząsnęła głową, wciąż niepewna, czy akcja została wystarczająco przemyślana. Wyznaczenie wojskowych oddziałów Bauhausu do akcji na ulicach neutralnego miasta, nawet jeśli był to wolny port Fukido, zbliżało się niebezpiecznie do pogwałcenia protokołów Kartelu. No ale cóż, o to powinni martwić się dyplomaci. Jej zadaniem było dopilnowanie, by Karlstein powrócił do Bauhausu lub - gdyby nie udało się tego dokonać - zabicie go. Był renegatem i heretykiem. Po prostu nie mogli sobie pozwolić na to, by wpadł w ręce Cybertronicu. 
  
 Zastanowiła się, czy rządzący Cybertronicem technokraci wiedzą, z czym mają do czynienia. Jeśli tak, to źle. Oznaczało to, że Kardynał miał rację mówiąc, że Cybertronic jest manifestacją Ciemności. Mimo swej wiary w Kardynała, trudno jej było w to uwierzyć. Walczyła u boku zbyt wielu żołnierzy tej korporacji, by wierzyć w te hasła. Tak, byli nieludzcy, ale nie byli źli. 
  
 Przed frontem biurowca Cybertronicu zatrzymał się czarny, nie oznakowany sedan. Wysiadł z niego Karlstein. Wycelowała w niego. Wyglądał dokładnie tak, jakim go zapamiętała, wciąż wysoki i w jakiś okrutny sposób przystojny. Zanim zdążyła wystrzelić zasłonił go szaser. Jego obramowana metalem twarz wypełniła cały celownik. Z budynku wyłoniły się dwa oddziały Attylli. Cybertronic nie zamierzał pozwolić, by skłoniony do współpracy naukowiec zginął na ulicy. 
  
 Z alejki wyłoniła się drużna huzarów. Zaczęli strzelać do goryla Karlsteina. Ulica wyludniła się, niczym pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ludzie rzucali się na ziemię, kucali za samochodami, wpadali w wejścia do sklepów. Tafle szkła pryskały pod gradem kul. 
  
 Spróbowała złapać w celownik Karlsteina, ale ten zniknął z pola widzenia, ukrył się za samochodem. Mogła tylko patrzeć i czekać. Ochrona, składająca się w całości z szaserów, zareagowała z mechaniczną precyzją, wymieniając strzały z biegnącymi huzarami. Ci odpowiedzieli ogniem z AG-17. Duval zobaczyła, że dwaj huzarzy padają na ziemię. Po drugiej stronie padł jeden szaser. Attylle zaczęły odbezpieczać swą potężną broń. Zdecydowała się zaryzykować. Ostrożnie wycelowała w jednego z bojowych robotów i - tak samo ostrożnie - nacisnęła spust. Głowa Attylli eksplodowała. Wycelowała w innego i wystrzeliła kolejny raz. Tym razem pocisk odbił się od pancerza. 
  
 Attylla spojrzał w górę, przyglądając się dachom w poszukiwaniu nowego zagrożenia. Valerie zrozumiała, że została dostrzeżona. Robot podniósł swój potężny karabin, jakby to była zabawka, i posłał w jej stronę serię pocisków. Uskoczyła ze swego miejsca za zepsutym neonem, nim ten rozprysnął się na tysiąc odłamków. Latające kawałki szkła zraniły ją w policzek. Skrzywiła się z bólu. Po chwili odważyła się wyjrzeć za krawędź dachu. 
  
 Jakby na umówiony znak, grupa przechodniów odrzuciła płaszcze, spod których światło dzienne ujrzały pancerze Gwiazd. Wystrzelili do ostatniego Attylli, rzucając nim o ziemię. 
  
 Nagle, z budynku wyłoniła się kolejna potężna sylwetka. Poruszała się w dziwny, urywany sposób, przypominający ruch gigantycznej, mechanicznej zabawki, ale potężny karabin umieszczony w miejscu jednej ręki i gigantyczny miecz łańcuchowy w miejscu drugiej nie wyglądały na obiekt westchnień maluchów. 
  
 - Jules, Eradicator — Duval szepnęła do laryngofonu. - Kończymy misję. Zlikwidujcie Karlsteina i ewakuujcie się.