poniedziałek, 28 września 2009

Dzień gościnnych fotek

"Prosiłam bez kości" by Gobas


"Odzież specjalistyczna" by Dorota


"Na pewno jest jakieś racjonalne wytłumaczenie tego widoku" by Bro

czwartek, 24 września 2009

Zwark!

1) Totalnie kradzione z Krokodyla Dundee 2
2) Zwark to bardzo dobre imię dla niedźwiedzia
3) Odwala mi

wtorek, 15 września 2009

Scott Pilgrim

W ramach starzenia się i dramatycznej (zaczynam lubić romantyczne komedie) zmiany gustu sięgnąłem po kolejną odmianę od zombie/trykoty/eksplozje.

Dwudziestokilkuletni Kanadyjczyk Scott Pilgrim ma fajne i w miarę nieskomplikowane życie: mieszka z współlokatorem w małym mieszkanku, jest „między zatrudnieniami”, gra na basie w lokalnym zespole i spotyka się ze sporo młodszą od siebie licealistką. Do tego jest całkowicie roztrzepany, ba w zasadzie nieprzytomny – nie wie kiedy kończy się okres wynajmu mieszkania, jaki jest adres Amazonu i że przez jego głowę prowadzi wygodny tunel pod
przestrzenny. Tunel, z którego korzysta niechcący powodując u Scotta obsesję na swoim punkcie, kurierka ninja Ramona Flowers – świeżo przybyła do Toronto* dziewczyna z Ameryki.

Żeby z nią być Scott nie tylko musi się pozbyć obecnej szalenie w nim zakochanej dziewczyny ale co gorsza pokonać siedmiu złych (eeeevil) byłych Ramony. W tym momencie komiks ma mały twist (jakby po tunelach podprzestrzennych jeszcze to nie było jasne) – otaczająca bohaterów rzeczywistość okazuje się mieć sporo cech gier komputerowych: po pokonanych przeciwnikach zostają monety i artefakty, a życiowe osiągnięcia są nagradzane punktami. Ta komputerowo pop kulturowo magiczna rzeczywistość, w której odblokowuje się achievmenty a bycie weganem (weganinem? o_O) daje nadludzkie moce (bo przecież normalnie tłuszcz blokuje 90% mózgu) to chyba sposób na oddanie postrzegania świata przez tzw młodzież (i pfff studentów); niezależnie od pobudek autora efekt jest świetny. Osobiście zamierzam od teraz przyznawać sobie punkty za osiągnięcia w ciągu dnia („I did nothing today and still got paid: +5000pts”) i nowe skille („Otwieranie piwa okiem gained!”). Oczywiście pomimo tych elementów fantastycznych to dalej przede wszystkim komiks obyczajowy.

Kreska jest mangująca ale delikatnie i raczej tylko przy postaciach. Styl bardziej mi pasuje niż przy poprzednim komiksie autora: Lost at sea (Zagubiona Dusza), choć osobiście wolę ten bardziej szkicowy z początku serii niż bardziej uporządkowany z końca.

Ostatnio o Scottcie Pilgrimie było głośno bo ma się doczekać w 2010 gry komputerowej i adaptacji filmowej (w Wizardzie była już obsada i w ogóle). Średnio jestem przekonany do filmu – przy przekładzie z dłuższej serii na ileśtam minut będzie musiał pewnie uciąć sporo wątków (choć z drugiej strony film Ghost World dużo bardziej mi leżał niż oryginał); za to gra wydaje się być świetnym pomysłem, tym bardziej że podobno będzie w stylu oldschoolowego połączenia platformówki i chodzonego mordobicia. Jak jeszcze będzie miała maxipixelową retro grafikę to będę zachwycony.
Też w 2010** ma wyjść szósty i ostatni tom serii, piąty skoczył się dość dramatycznie więc czekam z niecierpliwością; choć z drugiej strony to jeden z lepszych komiksów, które ostatnio czytałem i trochę szkoda że musi się skończyć..

*właśnie ze zdziwieniem zauważyłem że Toronto jest położone bardziej na południe niż Polska. Odkąd dostałem globus regularnie mam takie niesamowite objawienia: „Ej Midway jest w połowie drogi między Stanami a Japonią, to ma sens!”

**ktoś jeszcze ma opory przy operowaniu (lol) takimi datami? Przecież w 2000 mieliśmy mieć lasery i latające samochody jak w Funky Kovalu.2010 brzmi dla mnie równie absurdalnie jak np. 2120.

niedziela, 13 września 2009

Najlepsze gry świata: Chaos Engine


Pod koniec dziewiętnastego wieku eksperyment z wczesnymi komputerami spowodował zaburzenia czasoprzestrzeni. Teraz tylko sześciu najemników może powstrzymać świat od zagłady i zatrzymać Silnik Chaosu...
Amigowe cudo z 93 roku, rewelacyjnie zrobiona strzelanka, która zabrała mi sporo czasu z życia (w tamtych czasach moje życie składało się w całości z grania więc na jedno wychodzi w sumie). W grze są dwie postacie (z sześciu do wyboru) - gramy cooperative z kolegą lub z komputerem lub trzecia opcja dla zaawansowanych - po wybraniu trybu dla dwóch graczy jednego szybko zabijamy a gdy już nie przeszkadza kontynuujemy grę zgarniając wszystkie bonusy i powerupy. No właśnie – Chaos Engine miał elementy erpegowe: ulepszanie charakterystyk bohatera i broni oraz kupowanie nowych zdolności – prawie tyle w tym RPGa co w Diablo. Biorąc pod uwagę ograniczenia sprzętowe grafika jest cudowna a światy (od lasu do steampunkowej fabryki rodem z Łodzi) tętnią życiem.
Była jeszcze część druga – smutny deathmatch na splitscreenie ale poza postaciami z jedynki to całkowicie inna gra.

środa, 9 września 2009

Twoje śniadanie usmiecha sie do Ciebie!


Podstawa kuchni kawalerskiej i klasyczny kacbuster (tm). Idealnie proste do zrobienia a składniki powinien mieć nawet biedny student bo: a) Jajka są tanie i maja wiele zastosowań, w tym część w kuchni b) Boczek - bo to boczek! Najcenniejsza substancja we wszechświecie - umożliwia przewidywanie przyszłości, podróże międzyplanetarne i zajebiście smakuje.

Najlepsze gry świata: Elastomania

[Oczywiście będzie tu o najlepszych grach świata całkowicie subiektywnie, mogą być zabugowane kaszany, które jednak wciągnęły mnie na długo i flashowe pierdoły napisane przez studenta. I tak: 'Najlepsze gry świata: Najlepsza gra świata' będzie o Doomie.]

W przedwiecznych czasach podajże studiów zagrywaliśmy się w dosowego Acrossa. Zasady gry były banalne - jeżdżąc crossowym motorem zbieramy jabłka, a na koniec znajdujemy kwiatek. Sterowanie nie było już tak proste: strzałka w górę dodaje gazu, w dół - gwałtownie hamuje przednim kołem, lewo i prawo przechylają motor w przód i do tyłu a spacja obraca kierującego płaszczaka w drugą stronę. W połączeniu z hardkorowymi planszami, gdzie byle co zabija, poziom trudności był mocno wymagający. Po latach znalazłem w sieci Elastomanię (w środowisku zwaną pieszczotliwie Elmą) i jest to ta sama gra tylko z lepszą grafiką! (Ok jest drobna zmiana w proporcjach kierowcy) Od ponownego odkrycia udało mi się przejść całość trzy razy. Ale nie o samo przechodzenie kolejnych plansz tu chodzi a o czas. Każdy poziom można przechodzić wielokrotnie próbując wyżyłować rekordowy czas przejazdu. Oczywiście po perfekcyjnym opanowaniu konkretnej planszy, gdzie nie da się już urwać nawet ułamka sekundy, szukamy filmu z przejazdu w internecie i przekonujemy się że ktoś to zrobił ponad dwa razy szybciej i lepszą trasą. Serio, na forach elmowych harkorów są replaye i tutoriale zmieniające oblicze gry - żeby skończyć Elmę wystarczy kilka wieczorów, żeby zrobić to z niezłym czasem - chyba miesiące treningu. I dlatego to najlepsza gra świata.