sobota, 22 marca 2003

22.III.2003 - Warszawa - pierwszy turniej na Narbutta

VENI VIDI OWSZEM VICI TO NIE DO KOŃCA... :)


Gimnazjum nr 2 przy ulicy Narbutta 65/71 było obiektem najazdu dyszących żądzą krwi bestii, oszołominych narkotykami  szaleńców oraz despotów, którzy najchętniej wysłali by swoich podwładnych na rzeź. I tak codziennie od poniedziałku do piątku. Ważne jest jednak co się działo w sobotę 22.III.2003 - pierwszy od długiego czasu turniej WarZone.

Nie była to jedyna wymagająca sprytu i znajomości taktyki impreza tego dnia -  na parterze odbywała się giełda używanych ubrań; dla przeciętnego gracza nie było tam jednak nic interesującego chyba żeby uznał że w różowym będzie się dobrze kamuflował na Marsie. Po przebiciu sie przez wieszaki z marszczonymi dresami można było dotrzeć na pierwsze piętro gdzie odbywał się turniej. Dla Warzone znalazło się miesjce na korytarzu natomiast graczy WFB wyparliśmy na salę gimnastyczną. Frekwencja, trzeba przyznać, nie dopisała - stawiło się 10 osób, i kilku obserwatorów; tu chciałbym przy okazji podziekować Kubłowi, który mimo że nie grał udostępnił na potrzeby turnieju mnóstwo świetnego terenu wykonanego przez Frodoza. Po szybkim przeliczeniu okazało się że potrzbujemy pięć stołów :) Na każdym stole znajdowało się pięć celów. Za zajęcie celu gracz dostawał jeden punkt, plus dodatkowy punkt za zwycięstwo. Stoły były następujące:

Miasto: Kilka budynków w tym katedra bractwa, dwa male wgórza i zagajnik, sporo owartej przestrzeni. Bardzo klasyczny 'warzonowy' stół. Cele: po jednym blisko stref rozstawienia, jeden w katedrze, na środku między budynkami i w zagajniku. Bez dodatkowych zasad.

Most: Most Imperialu nad szerokim wąwozem, na brzegach dodatowe umocnienia. Wszystkie cele znajdowały się na moście w tym po dwa trzeba było sie wspinać. Wszystkie walki na tym stole były bardzo krwawe i kończyły się w jeden sposób: 6 : 0 - czyli wszystko albo nic. Bez dodatkowych zasad.

Mars: Skały i budynki, po każdy cel trzba było się wspinać - dwa były na skałach trzy w budynkach. Paradokslnie ten stół był prawdziwą walką w mieście, najbrutalniejsze starcia były chyba w  budynku w którym znajdowały się dwa cele. Dodatkowo zasady burz piaskowych.

Wenus: Na całym stole obowiązywał 12 calowy zasięg widzenia, dodatkowo na obszarach gęstej dżungli standarowe minusy do poruszania się. Cele rozmieszczene mniej więcej na osi stołu. Ponieważ wiekszość drzewek był przyklejona plasteliną, z każdą bitwą stół coraz bardziej przypominał okolice Tunguski.

Kanały: No tu był prawdziwy hardcore, kanały były tak wielkie że mogło się  w nich spokojnie zgubić kilka armii. Cele były mniej więcej równomiernie rozmieszczone po różnych trudno dostępnych zakamarkach. Na stole tym nie mogły grać modele o rozmiarach większych niż 3 - życiową niesprawiedliwością było to że Kola, który sam wycinał tunele (a było ich MNÓSTWO) musiał w nich grać dwa razy osłabiony o dwa Eradicatory. Na stole nie było klasycznego rozstawiania, natomiast gracze naprzemiennie wprowadzali jednostki do akcji przez liczne wejścia.

Rozegraliśmy 4 tury walk, zwycięzcą został Szczur ze swoim Legionem, jako nagrodę dostał pudełko 'Katedra Bractwa'; Tomek, kóry zajął drugie miejsce dostał cenną figurkę jeszcze z czasów Mutant Chronicles.

Z turnieju można było wyciągnąc kilka wniosków na przyszłość: zasadę min/max trzeba rozciągnąć na modele pojedyńcze, rozpiski powinna kilka dni przed turniejem sprawdzać bezstronna osoba (myśleliśmy też o weryfikacji przez AB), limit czasowy (nie do wyegzekwowania) trzeba zastąpić limitem tur.

Podsumowując,uważam że turniej był sporym sukcesem. Można było spotkać ludzi, znanych do tej pory przez sieć, pograć w milłym toawrzystwie, powymieniać uwagi. Miłym akcentem było że bardzo wiele osób z turniejów WFB i W40K okazało sie byłymi graczami w Warzone, którzy przychodzili przypomnieć sobie 'stare dobre czasy'; z rozmów wynikało że większość z nich odeszła od systemu bo 'nic się z nim nie działo', miejmy nadzieję że Excelsior to zmieni bo wciąż jest wielu potencjalnych graczy. Co do budynku to lokalizacja jest całkiem niezła* za to stan wskazuje na to że w niektórych względach nasze szkoły publiczne dogoniły te w Ameryce (brakowało mi tylko dziur po kulach :).

*BTW lokalizacji, dokładnie naprzeciwko wejścia, po drugiej stronie ulicy jest sklep spożywczy obficie zaopatrzony w alkohole wszelkiego rodzaju i marki. Ci nadający koncesje łapówkarze nie mają już wstydu.

Po turnieju tylko trochę sprzątania i wszyscy rozeszli się w dobrych humorach. Bylem bardzo zmęczony i na karb tego trzeba zrzucić że nie zauważyłem że Narbutta jest ulicą jednokierunkową na pewnym odcinku :) Teraz zostaje już tylko posklejanie tych wszystkich części figurek, które odpadły podczas walk.

Christof

Wyniki:



Relacje z bitew:

Fotki:

Kanały i wojska Vatiera 




Wytęż wzrok i znajdź sześciu razydów :) 

Capitol szykuje się do zdobycia mostu z północy... 

Cybertronic szykuje się do zdobycia mostu z południa... 


Milicja czai się w krzakach

Sosna (Cybertronic) vs Tomasz Fujak (Capitol) - 22.III.2003

Ostateczne zwycięstwo.
Odprawa była sztywna i nudna - jak zwykle. Szef grupy uderzeniowej zaczął wprowadzać w szczegóły, ale głównodowodzący tego odcinku frontu przerwał i w uniesieniu mówił o honorze, całkowitym zwycięstwie nad rdzewniakami i "tych złomiarzach".
  Takich misji wiele było i wiele pewnie będzie. Z rozkazu dziennego James T. Ellis snajper z 3. kompanii 2. pułku piechoty 107. dywizji dowiedział się, że chodzi o zajęcie mostu przed oddziałami Cybertoniku i z żalem pomyślał o nadzchodącej bitwie. Metalowe stwory z Cybertroniku nie były wdzięcznym obiektem dla snajpera. Twardy pancerz nie chronił ich przed śmiercią, ale nie dło się ustrzelić tylu, by koledzy po fachu z innych kompanii zazdrościli nowych karbów na kolbie. Ale i tak wygrają, a to przecież...eee..najważniejsze, tak?
  - To rutynowa operacja - mówił przydzielony do ich grupy uderzeniowej Mitch Hunter - nic nie powinno nam przeszkodzić w zajęciu mostu i kontrolowaniu przeprawy. Wywiad donosił o niewielkich siłach wroga: samej piechocie.
Tu zaczerpnął tchu i ciągnął dalej:
 - Na tym odcinku widziano jednak pewną liczbę pojazdów i maszyn kroczących, więc miejcie się na baczności.

   Pierwsze kłopoty trafiły grupę przy zrzucie: oficerowie ze sztabu z rozkazami, w tym dowódca grupy uderzeniowej wylądowali w rzece; niemal cały oddział szturmowy znalazł się na wejściu na most, ale "jedynaki" - oficerowie z własnymi rozkazami - dwóch zostało zwianych w dół rzeki, a jeden spóźnił się ze skokiem i trafił w jakieś p********e ruiny. Mitch przy moście wrzasnął:
 - Przejmuję dowodzenie. Pierwsza i trzecia drużyna na most, wolni i skorpiony osłaniają przejmowanie...
  Ryk odpalanej rakiety świst pędzącego pocisku i ogłuszająca detonacja poraziła żołnieży Kapitolu idących na majówkę na moście, jak piorun. rozwiewała się poranna mgla, rozpraszał się dym żołnierze nie mogli zobaczyć trzeciej drużyny piechoty - tylko poskręcane i popalone ciała; Ujrzeli za to po drugiej stronie przeprawy oddział nieprzyjaciela. Kilka drużyn szaserów, czterech Attyllów i dwa Eradicatory. Jedna z maszyn kroczących odpalała kolejną rakietę.
 - Boże, mniej nas w swojej opiece - wymamrotał kapral Butch-jakiś-tam przydzielony z kompanii operacji lotniczych. Zerknął do dalmierza: jajogłowy - 1234 metly, piechota, całe mlowie piechoty - 1476 metlów.
 - Alfa dwa do gamma 4 odbiól, Alfa dwa..
 - Tu gamma 4, słyszę cię alfa dwa. Podaj swoją pozycję.
 - Pseplawa na epsilon ctely, pólnocna stlona, podaję koldynaty celu: zelo-tsy-pięć-dwa-osiem, nie wiem... BUUM kolejna ogłuszająca eksplozja dała znać, że przeciwnik nie śpi.
 - Przyjąłem: do ceu: trzy-pięć-dwa-osiem-siedem. Bez odbioru.

James T. Ellis przymierzył starannie do kroczącego jajogłowego.
 - Zaraz  pójdziesz na złom, żelaźniaku. Lekka bryza nie była przeszkodą - dwie podziałki w lewo, jak na ćwiczeniach. Na podorędziu leżał już niewielki nóż. Nie było to zwykłe wyposażenie, ale tym narzędziem najlepiej dodawało się karby na kolbie karabinu snajperskiego, a dowódcy petrzyli przez palce na nieregulaminowy cel jeśli żołnierze mieli wyniki.
 - Nie ruszaj się, stój spokojnie..o taak.
PUM. Nic.
 - Może nie trafiłem? Jeszcze jedna podziałka w lewo. PUM. Znów nic.

 - Skorpiony skulone za fundamentem zwalonego budynku czekały aż widzialność się poprawi na tyle, by móc celnie trzelać do celów po drugiej stronie przeprawy. Zanim to nastąpi będą strzelali wystawiając tyko karabiny nad murkiem. Dobre i to. Dla nich dobre.

  Myśliwiec szturmowy przelatywał właśnie nad kwadratem epsilon-cztery - błękit nieba nade mną, zieleń trawy pode mną, granat rzeki, jakiś mostek, gmatwanina, brzydko strasznie coś się dzieje. Przygotował się do zrutu. Cel 3-5-2-8-7. Przecież to nie tu? A gdzie? Po co go wysłali w ten rejon? W bazie się wyjaśni - pomyślał i pociągnął dżwignię zwalniania ładunku.

  Butch-jakiś-tam wypatrywał smugi myśliwca. Jest! jest! ale.. dokąd on leci? Maleńki srebrny punkcik sunął wysoko, daleko, nieosiągalnie.
 - Ty s**l*****u, gdzie zzucas, tu, tam za most, na nich! Wlóć, jesce laz! Na co...
Eradicator wreszcie przymierzył jak należy. Druga drużyna piechoty przestała istnieć.

Mitch ciągle jeszcze wierzył. Jak się chłopcy zbiorą, to damy radę. Po lewej wolni marines z kapitanem dawali odpór złomiarzom, kapitan chyba nawet poradził sobie z dwoma Attyllami i mechanikiem który coś tam naprawiał, ale skorpiony i drugi z kapitanów na prawym skrzydle nie strzelali. Może nie mają kontaktu? Iskierka nadziei, nic więcej. Wywiad znów dał dupy. Naszej dupy.

 Jajogłowy wychynąl znad przegięci mostu. HURRAAA - wydarł się Mitch.
 BLAM-BLAM-BLAM-BLAM wiązki śrucin z ultratwardym rdzeniem odrywały blachy i niszczyły systemy bota. Giiiń! - krzyk Huntera był niemal równoczesny z małą eksplozją w kadłubie maszyny. Eradicator padł.

 James T. Ellis zobaczył wroga wspinającego się po kratownicy mostu do bocianiego gniazda.
 - Ty gnido - wycedził przez zęby. PUM sylwetką odległego wroga szarpnęło, przestała się poruszać, ale nie odpadła od drabiny.
 - Pewnie się zaklinował - powiedziały usta, a ręka sięgnęła po skrobak - Jeden mój, swoje zrobiłem.
 Sylwetka na kratownicy powoli wznowiła swoją wspinaczkę. Snajper z niedowierzaniem wychylił głowę z okna. Nie wierzył. Nie uwierzył terz, kiedy kula rozpruła mu w szyję, tuż nad krawędzią pancerza.

 - To już koniec, nawet odwody nie pomogą - generał McIntrie z dowództwa dywizji patrzył w monitor zwiadu satelitarnego. Te brudne świnie tam na dole nie potrafią nawet akcji porządnie przeprowadzić. Za rączkę ich prowadził nie będę, zresztą sami już zapłacili za swoje błedy.
 - Majorze możemy tam wysłać kompanię powietrznodesantową zanim wróg się umocni?
 - Nie panie generale - adiutant był grzeczny, obaj doskonale wiedzieli, że na żadne dodatkowe siły nie ma co liczyć.
 - Zniszczcie przeprawę, niech siły powietrzne to zrobią. Szkoda naszego czasu na te bzdury - o 16 odprawa w miom biurze, niech przyjdą odpowiedzialni za tę operacje. Wykonać.

Tomek

Vatier (Cybertronic) vs Sosna (Cybertronic) - 22.III.2003

Tak zawsze jest iż twórca musi przetestować swoje „dzieło”. Najpierw bawiłem się dwa dni z nożyczkami wycinając korytarze i pomieszczenia, dobrze że przypadkiem nie odciąłem sobie kilku palców (pierwsza krew by się polała). Potem należało coś fajnego z tych wszystkich kartoników zrobić. Planszę układaliśmy wspólnie z Konradem oraz Tomkiem. Pomysłów i koncepcji było wiele, w końcu ułożyliśmy gęstą siatkę korytarzy zbiegających się w szerokich pomieszczeniach rozsianych po całym stole.
Dwa cele znajdowały się w komorach do których prowadziło tylko jedno wejście. Pozostałe były zlokalizowane mniej więcej na środku planszy w komorach do których zbiegały się co najmniej 2 tunele.
By nie tamować dopływu wojska, każdy z graczy miał do dyspozycji 6 różnych wejść.
Dzieło wyglądało dość okazale, a patrząc na graczy nie wykazywali ochoty by zagłębić się w mroczne czeluście kanałów.

Pierwsza moja bitwa i z kim?? Z Konradem!! A gdzie?? Oczywiście KANAŁY.
Siły były mniej więcej zrównoważone żaden z nas nie mógł wprowadzić swoich ulubieńców – Edich (Konrad również grał Cybem).
Pierwsza i druga tura była dość jednostajna, każdy z nas słał jednostki do przodu by doszły jak najszybciej do celów. W trzeciej już bardziej zaczęliśmy kombinować. W centrum gdzie znajdowały się aż 3 cele zgromadziły się największe siły. Konrad sprowadził drużynę Atylli prowadzona przez Vinca z tyłu doktor Diana (czekała na swoich pierwszych pacjentów) drużyna szaserów i szturmowców wraz z bohaterem. Naprzeciw stanął regiment Zatraconych wspieranych przez szturmowców oraz drużyna szaserów. Korytarze były dość szerokie więc rozpoczęła się mordercza wymiana ognia. Wet za wet. Pierwszy padł Atylla drugi został zraniony. Doktor niestety nie zdążyła udzielić pomocy – ugrzęzła gdzieś w korytarzu. Szturmowcy strzelali lecz bez efektu. Oczywiście Vince nie był dłużny, przedzierając się przez moja zaporę z ołowiu i odłamki granatów dopadł do korytarza prowadzącego do jednego z celów (nic go nawet nie drasnęło). Osłaniając ogniem ze swojego SWW 4200P sprowadził do bezpiecznego korytarza drugiego Atyllę. Bohater szturmowców wychylił się z za rogu i wystrzelił ze swojego śmiercionośnego Pukera. Moi szturmowcy płonąc jak pochodnie rozbiegli się po korytarzach wrzeszcząc i wzbudzając panikę na równi i w moich jednostkach jak i u Przeciwnika.
Po lewej stronie w korytarzach bili się bohater szturmowców wraz z szaserem z granatnikiem przeciw drużynie szaserów. Ciszę kanałów zakłócił wybuch granatu który rozerwał jednego z szaserów, odpowiedzieli zmasowanym ogniem we wszystkie strony praktycznie nie widząc przeciwnika. Jednakże taktyka okazała się skuteczna mój szaser z granatnikiem zginął. Wróg widząc swoja przewagę ruszył do przodu, po chwili kanał wypełnił ogień. Wzmocniona skóra i stalowe implanty nie pomogły gdy nadleciała druga fala napalmu. Odział był całkowicie rozbity i niezdolny do walki (został tylko jeden model szczęśliwie znajdował się poza zasięgiem broni).
Natomiast po prawej sytuacja była całkowicie odwrotna. Wymiana ognia w wąskim korytarzu okazała się zgubą dla moich żołnierzy - szaserów. Nie mogli się ukryć ani wycofać. Zostali rozbici jedyne ofiary po stronie Konrada to dwóch zabitych szaserów. Idąca z pomocą jednostka szturmowców nie zdążyła dojść na pole walki by zmienić jej obraz. Szaserzy Konrada zajęli pomieszczenie z którego wchodziło się do jedynego korytarza prowadzącego do pomieszczenia z celem. Idąca za nimi jednostka Atylli weszła do niego by zająć cel.

I tu nastąpił koniec gry. Sam nie wiem jak to tak szybko minęło. Rozgrywka zakończyła się remisem ze wskazaniem na Konrada gdyby miał jeszcze ze dwie tury miałby zajęte większość celów. Mógłbym powiedzieć tak: szczęśliwy remis, oczywiście dla mnie.

Vatier

Juby (Bauhaus) vs Gannet (Imperial) - 22.III.2003

  Tak właściwie to był mój pierwszy turniej, co prawda przegrałem wszystkie bitwy i poświęciłem życie dziesiątków, Imperialczyków, ale kto by się martwił skoro Żołnierze mają być w Strefie Walki, co miesiąc (turnieje). Kierując się znanym powiedzeniem mówiącym, że "Historię piszą zwycięzcy" zdam raport z mojej jedynej wygranej bitwy przeciwko Bauhausowi toczonej w kanałach.
Sama gra w kanałach była dla mnie genialnym pomysłem organizatorów, bardzo mi się podobało to całe bieganie po sieci kanałów i zajmowanie wyznaczonych celów, kanały spodobały mi się jeszcze z jednego względu mianowicie mogłem do nich wrzucić całą swoją armię (nie miałem żadnych maszyn). Mój przeciwnik był trochę odmiennego zdania, ponieważ musiał zostawić soje "żelazko" na zewnątrz podziemnego kompleksu.

Otrzymałem sygnał do ataku, natychmiast wszystkie moje drużyny objęły stanowiska i szybkim biegiem parły do przodu ciemnymi korytarzami kanałów. Lewe skrzydło objęte przez odziały specjalne z III regimentu Zielonych Diabłów zajęły odpowiednie stanowiska zabezpieczając korytarze  i jeden celów tam też doszło do pierwszych potyczek między Krwawymi Beretami i oddziałami Książęcej Milicji (obyło się bez strat własnych)  lewe skrzydło wraz z obiektem została zajęte i zabezpieczone, już do końca gry obiekt pozostał w moich rękach i nie było tam większej wymiany ognia.  Na prawym skrzydle sytuacja też przedstawiała się całkiem nieźle gdyż pod miecze moich wilków dostał się odział Dragonów, który praktycznie stracił swoją wartość bojową to, że ją stracił potwierdził Juby, który stwierdził, że Dragoni na pewno mu się już nie przydadzą i postanowił ich spalić razem z moimi wilkami J , tak to jest gdy w jednym bocznym korytarzu siedzi odział Wenusjańskich zwiadowców z miotaczem ognia. Na tym jednak walki na prawym skrzydle nie zakończyły się w obwodzie pozostawała jeszcze drużyna okopowców i barakuda, które starały się blokować odział Zwiadowców przed zajęciem celu, nie udało się jeden ze zwiadowców przebiegł i zajął cel zostawiając swoich dzielnych towarzyszy. Walki na prawym skrzydle skończyły się wraz ze śmiercią ostatniego okopowca, a porażka tam przypieczętowana została zniszczeniem barakudy L. Na szczęście zwiadowcy nie nadawali się do dalszej walki, strata miotacza i CKM-a osłabiła ich siłę ognia. Centrum było już mniej krwawe niż lewe skrzydło moim siłom (piechota regularna, złote lwy) udało się zająć dwie kolejne lokacje prawie udało się je utrzymać jednakże szybki kontratak Huzarów i resztek drugiego oddziału milicji sprawił, iż straciłem kontrole nad obiektem, odział piechoty przestał istnieć. Bitwa zakończyłaby się pewnie remisem gdyby nie jeszcze jedna tura, na którą starczyło na szczęście czasu. Udało mi się podprowadzić mój nienaruszony oddział Krwawych Beretów a Złotymi Lwami zająć kluczowy obiekt. Bitwa zakończyła się.

Ogólne straty Imperialu to:
Drużyna Okpowców
Barakuda
Drużyna Piechoty
Szary Duch
Murdoch zaginął w akcji (na pewno wróci)
Trzy Złote Lwy
Drużyna Wilków


Gannet

Vatier (Cybertronic) vs Tomasz Fujak (Capitol) - 22.III.2003

  Powoli, zmęczeni i spoceni żołnierze Cybertronicu wchodzili do sali odpraw. Na podwyższeniu stal Vince za plecami na wielkiej tablicy widoczna była mapa podziemnych korytarzy z powbijanymi gdzieniegdzie czerwonymi i zielonymi chorągiewkami.
Chce abyście zapamiętali, - zaczął, iż takie same ograniczenia ma przeciwnik jak i wy, musicie to wykorzystać, to jedyna szansa by zwyciężyć. To były tylko manewry - kontynuował. Następnych tak rozległych ćwiczeń już nie będzie - tu zawiesił głos. Nie ma na to czasu.
I nie było!!!
Rozkaz był jasny zająć pięć celów lub zniszczyć przeciwnika. Wrogiem były doborowe jednostki specjalne Capitolu. Lepiej wyszkolone, wyekwipowane a na dodatek o wiele liczniejsze. Jedynie słowa Vinca wciąż kołatały mi się po głowie "takie same ograniczenia......".

I rozpoczęło się kolejna bitwa w kanałach. Po trzech walkach nie wyglądały jak na początku. To tu korytarz się przesunął gdzieś pojawiło się dodatkowe wejście.... Jacy to gracze są twórczy :-D.

Początek był identyczny przez dwie tury tylko przesuwaliśmy własne oddziały do przodu. By jak najszybciej zając cele. Po lewej stronie znowu przedzierał się mój bohater szturmowców wraz z prorokiem Tomek wystawił tam snajpera oraz kapitana wolnych marines. Spotkanie było szybkie a zarazem brutalne. Najpierw snajper zaczął ostrzeliwać mojego bohatera zadając tylko jedna ranę. Następnie odpłaciłem mu tym samym - wysterylizowałem cały korytarz - ach jakże piękny był to widok. Niedawne jednak mi było nacieszenie się widokiem gdy nadbiegł kapitan i wystrzelił ze swojego CKMa. Szturmowiec padł martwy. Drużyna ciężkiej piechoty Tomka ruszyła na lewą stronę i zajęła cel. Szybka śmierć bohatera szturmowców zmusiła mnie do przesunięcia drużyny szaserów z centrum na lewa stronę. Opłaciło się ponieważ zdążyłem dojść do drugiego celu przed odziałem ciężkiej piechoty i zabezpieczyłem go. W centrum jak w poprzedniej bitwie szturmowcy wraz z zatraconymi zabezpieczyli trzeci cel. Niestety znajdował on się w największym pomieszczeniu do którego prowadziły aż trzy wejścia. Szturmowcy obsadzili całe pomieszczenie i czekali. Z jednej strony nadchodziła lekka piechota z drugiej ciężka piechota a z trzeciej kapitan wolnych marines wraz z Hunterem. Tu nie miałem szans. Najpierw zaatakowałem lekka piechotę która była najbliżej. W wąskim korytarzyku zaatakowałem wręcz dwóch żołnierzy zginęło trzeci próbował strzelać lecz ani razu nie trafił dopiero czwarty zabił mojego szturmowca. Kolejni szturmowcy ostrzeliwali pozostałe korytarze jednakże wróg zbliżał się powoli. Jedyna szansa to zatraceni. Ruszyli do przodu strzelając z LKM-ów. I nic!!! Dosłownie nikogo nie zabili. Nie mogłem uwierzyć, to oni mieli przełamać natarcie Capitolu a tu taki numer mi wykręcili. Najpierw Hunter a potem kapitan rozstrzelali mi cały odział. Celu broniło już tylko trzech szturmowców. Tomek zaatakował wszystkimi wejściami. Dwóch szturmowców padło od razu, trzeci nie dał wziąć się żywcem. Wyciągnął zawleczkę granatu i wysadził siebie wraz dwoma żołnierzami piechoty Capitolu. Tomek zajął kolejne dwa cele.
Sytuacja po prawej stronie tez nie wyglądała najlepiej. Drużyna szaserów, szaser z granatnikiem i szturmowcy przeciw ciężkiej piechocie, wolnym marines, pustynnym skorpionom oraz agentowi do zadań specjalnych. Tomek ruszył do przodu wszystkimi oddziałami i zajął pomieszczenie do którego wchodził korytarz, w którym znajdowali się moi żołnierze. Już widziałem jak padają pod morderczym ostrzałem. Jednak tu ja miałem szczęście. Ogień całego oddziału piechoty nie wyrządził mi żadnych szkód. (tłumaczyłem to faktem, iż pierwszy szedł ciemnoskóry szaser co dodatkowo utrudniało celowanie :-D ). Szaserzy przedarli się przez zaporę ogniowa i rozbili całkowicie oddział piechoty. Z drugiego korytarza zaszarżowali szturmowcy na nic nie spodziewających się marines. Próbowali się ostrzeliwać lecz widząc masakrę kolegów stracili wiarę w sukces. Jedynie agent do zadań specjalnych nie poddawał się walcząc wręcz z dwoma a nawet z trzema żołnierzami Cybertronicu. Nie miał już szans ucieczkę, zginął bohaterską śmiercią. Zablokował wejście do korytarza prowadzącego do ostatniego celu. Dając czas ostatniemu żołnierzowi piechoty na zajęcie go. Pomimo całkowitego zwycięstwa po prawej stronie (zniszczyłem pełne trzy oddziały i agentkę ;-) praktycznie bez strat własnych (dwa modele) nie udało mi się zając celu... Przegrupowałem się i jednym odziałem ruszyłem do centrum by spróbować odbić utracone cele a drugi miał za zadanie zabić ostatniego piechociaża i również zabezpieczyć cel.
Niestety koniec czasu nie pozwolił mi zmienić losów bitwy w kanałach.

Żeliwna płyta włazu do kanału zadudniła głucho ma bruku ulicy. Z otworu wystrzelił kłąb zielonkawej pary o zgniłym zapachu, stłoczeni obok żołnierze nawet nie drgnęli. Byli już drugą kompanią posyłaną w ten śmiercionośny labirynt. - No, chłopcy wchodzimy. Rozległ się głos sierżanta w komunikatorze.
Powoli jeden za drugim schodzili w dół. Ostatni rzut oka na ten lepszy i piękniejszy świat na powierzchni, by za chwilę zanurzyć się w gęstej i śmierdzącej atmosferze kanałów.
Rozgrzany do czerwoności spaw syczał i skwierczał w zetknięciu z kroplami deszczu, by po chwili zaschnąć i stwardnieć. - Otwór numer 4 zabezpieczony. Krzyknął jeden z żołnierzy podnosząc się z powoli klęczek.

Vatier