środa, 27 stycznia 2010

Blog Leniwego Hobbysty: makiety czterdziestkowe

W ramach realizacji hobbystycznych postanowień noworocznych zabrałem się za czterdziestkowy teren z GW. Po pierwsze skończyłem malować pierwszy bastion:


Jako wojskowa instalacja pewnie byłby malowany regulaminowym "kolor zielony nr 3" czy coś takiego po całości więc też się niespecjalnie przykładałem - nie przykleiłem żadnych ozdobników (czyli czaszek jak to w warhammerze) a cały model walnąłem chamskim drybrushem zielonego. W bonusie na zdjęciu superkultowa figurka do skali i tandetna firanka w tle.

Po drugie prawie skończyłem malowanie landing pada (brak farby mi przerwał). Po trzecie zrobiłem pomost łączący landing pad z planowanym drugim bastionem. Fascynujący proces sklejania elementów z czterdziestkowych ruin utrwaliłem na filmie głównie w ramach eksperymentów z tą nową rzeczą, którą znalazłem w internetsach: nazywa się jutjub i jest odkryciem roku 2010 - każdy może tam wrzucić film i to zupełnie za darmo, serio!

środa, 20 stycznia 2010

Nid Morning

Od razu przyznaję że to kaszana, pierwszy kontakt z obróbką video. Zrobiony na konkurs Beast of War na reklamę Tyranid Week. Można wygrać Trygona/Mawloca więc warto było się skompromitować dla szansy oszczędzenia 30 funciaków :)

piątek, 15 stycznia 2010

Piwne Planszówki: Chaos in the Old World

Z reguły wolę proste imprezowe planszówki - takie bez miliona żetonów i wymyślnych taktyk od których musk mnie boli. Chaos in the Old World mimo straszenia pozornie skomplikowanymi zasadami kusił warhammerowską tematyką: gracze jako bogowie chaosu niszczą Stary Świat przy okazji podgryzając się nawzajem. Jak się okazało nie jest źle, a nawet bardzo dobrze - po pierwsze jestem w stanie ogarnąć zasady, po drugie mimo sporej ilości żetonów (w końcu FFG) gra nie jest potworem wymagającym sześciogodzinnych rozgrywek z przerwami na posiłki, po trzecie daje mnóstwo radochy przy krzyżowaniu planów przeciwników. Do zwycięstwa można dążyć albo przez zbieranie punków za wpływy i niszczenie państw Starego Świata albo osiągając cele specyficzne dla danego bóstwa: Slaneesh wpływa na szlachtę, Khorne tłucze jak leci itd. Ta druga metoda, chyba wydajniejsza, powoduje że każdy gracz musi stosować całkowicie inne taktyki, ta różnorodność jest potęgowana dostępnymi da danego boga kartami. Żeby urozmaić rozgrywkę dodatkowo co turę losowane są karty mające wpływ na całą planszę, może to być atak Skavenów, spaczeniowy meteor czy powstanie chłopskie.
Graliśmy w Nerdcave i plansza spokojnie mieści się na knajpianym stoliku jeszcze z miejscem na piwa. Podziękowania dla Szczura za przytarganie pudła i przy okazji polecam jego recenzję na Nerdpunku.
Jako dodatek, departament mania za dużo czasu, nudzenia się w pracy i niepotrzebnych wykresów przedstawia schemat planszy:


piątek, 8 stycznia 2010

Moon

Spore zaskoczenie - niehollywoodzki film science fiction z Hollywoodu; całkowicie odmienny od ostatnich blockbusterów typu Transformers czy 2012, kameralny, powiedziałbym 'oldschoolowy'.
Sam Bell (Sam Rockwell, którego kojarzę tylko z Aniołków Charliego i zapowiedzi drugiego Iron Mana[edit: no i przecież jako prezydenta galaktyki, przypomniałem sobie]) pracuje w zakładzie wydobywającym izotop hel-3 z gleby księżycowej, w zasadzie nadzoruje tylko samodzielne kombajny. Robota gorsza od helpdesku IT - jest całkowicie sam nie licząc pomagającego w bazie robota, do końca trzyletniego kontraktu zostały co prawda tylko dwa tygodnie ale za to łączność z Ziemią nie działa, na dodatek chyba zaczyna wariować... Od początku filmu, mimo że nic specjalnego się nie dzieje, panuje uczucie grozy - jakiegoś nieuchronnego nieszczęścia. Do tego obok kręci się, najwyraźniej coś ukrywający robot - może i mówi głosem Kevina Spacey i wydaje się przyjazny ale od czasu obejrzenia Saturna 3 będąc dzieckiem, mam traumę i nie ufam skubańcom. Nie zdradzając fabuły: dzieje się, niespiesznie ale dzieje się, a przeczucia że coś jest w całej sytuacji nie tak są jak najbardziej trafne.
Film chwilami dość dosłownie nawiązuje do klasyki: robot ma 'oczko' niczym Hal a jedno z końcowych ujęć jest kalką z finału Odysei. Generalnie skojarzył mi się ze starymi książkami i filmami sf, może przez hełmofony niczym z radzieckich produkcji. Efekty są spektakularne ale w nietypowy sposób, nie ma eksplozji czy trójokich małży z Marsa są za to piękne zimne krajobrazy Księżyca jeszcze podkreślające uczucie odosobnienia (koniecznie w HD!). Do tego nienarzucająca się ale stanowiąc świetne tło muzyka. Dziadu poleca innym dziadom wychowanym na starym SF.
Podziękowania dla Proforum, z którego dowiedziałem się o filmie i dla mojego dealera :)

czwartek, 7 stycznia 2010

Blog Leniwego Hobbysty: zabiłem kota i noworoczne plany modelarskie


Z obowiązku na początek wreszcie skończony Razyda do Warzone. Nie podoba mi się, nie wyszedł zupełnie, nie umiem go lepiej pomalować. Dla odwrócenia uwagi wrzucam fotkę uroczego kotka.


Ok, jak już mamy to za sobą: koffany dzienniczku takie mam postanowienia noworoczne w zakresie paćkania:
- grywalna armia Orków do WH40K (a przynajmniej 2 pojazdy z obsadą + stompa)
- grywalna armia Space Marines (mój własny chapter: Black And Kinda Red Templars)
- Meksykanie i bandyci do dzikiego zachodu
- cała armia beżowych do Warzone (jedne z najbrzydszych figurek EVER!)
- skończyć tereny czterdziestkowe z GW
- projekt X, który uczyni mnie królem nerdów!

z innych to przede wszystkim:
- czynić dobro
- mniej traszfudu, kontynuować jeść jak ostatnio:

(bez tłuszczu, bez soli, bez smaku, bez sensu...)