poniedziałek, 28 lipca 2008

Blog Leniwego Hobbysty: nareszcie!

W końcu coś skończyłem malować! Zhanshi do Infinity, malowałem ich od chyba listopada zeszłego roku, w międzyczasie zdążyły wyjść ich nowsze wersje, a mi się udało przeprowadzić z lasu i z powrotem. Coś mi ostatnio paćkanie nie idzie, motywację z reguły mam jak akurat w robocie jestem...
Ładnie pomalowanie figurki i więcej o Infinity można znaleźć na blogu polskiego main mana tego systemu - Akhada.

Edit posta po pytaniach z forumka:
Tło to klocuszki Hexagon z rosyjskiej firmy Technolog, tu akurat z zestawu startowego Urban War złożone wg instrukcji. Mam jeszcze dwa pudła i zbieram się żeby coś konkretnego z nich zrobić, choć żeby się nadawało na teren trzeba by sklejać i dołożyć trochę stuffu (np rury! Kupiłem 200 słomek w Ikei za 1,99 :)))*. Podłoga i drzwi są z planszowego Dooma.
Całość wygląda tak:

*uśmiech Christofa (tm) - kolejne nawiasy to dwa podbródki :)))

Języki obce: "Grupa, która tego nie zrobi"

Ostatnio czytane, na szybko: wyprzedaż - końcówki serii

Skończył się "Y: the last man", imho jedna z lepszych serii ostatnich lat. To (bardzo z grubsza) połączenie Seksmisji i Mad Maxa o ostatnim mężczyźnie na Ziemi gdzie wszystkie samce ssaków zginęły w jednym momencie z niewiadomej przyczyny. Bohater nie jest wybrańcem ani wyjątkowym herosem, ot przeciętny niespecjalnie bystry kolo, który przeżył zagładę przypadkiem. Przyczyny epidemii były już wyjaśnione w poprzednim tomie, w tym kończą się pozostałe wątki - siostry bohatera, jego dziewczyny, jego ochroniarza i ścigającej ich psychopatycznej izraelskiej generał. Jest dość dramatycznie, o happy endzie nie ma mowy i takie zakończenie bardzo mi podpasowało. Sama końcówka, wzorem wielkich klasycznych powieści jak np "Harry Potter" jest umiejscowiona lata po głównym wątku i pomaga definitywnie zamknąć cykl (o ile Vertigo nie wpadnie na "genialny" pomysł prequela/spin-offa/innego barbarzyństwa).

W "Astonishing X-Men" skończył sie run Whedona (teraz będzie pisał Ellis), nie tak tragicznie jak "Y" bo jak wiadomo w universum Marvela "śmierć to obrotowe drzwi" niemniej jednak cieszy brak szczęśliwego zakończenia. Sam komiks rewelacyjny jeżeli chodzi o 'język' - rozrysowanie i tempo paneli (wiem, brzmi to jak bełkot ale nie wiem jak to wytłumaczyć), widać że Whedon to czuje; sam scenariusz to ratowanie ziemi przed kosmitami - nic specjalnego ale za to jak zawsze ze sporą dawką humoru.

"Deadpool vs. Marvel Universe" to ostatni TPB serii Cable & Deadpool, z bonusem w postaci braku Cable. I dobrze zdecydowanie wolę Deadpoola solo. Ta seria akurat kończy się klasycznym Happy Endem, Wade w końcu zostaje (prawie) uznanym superbohaterem pomagając Avegers uratować Nowy Jork przed dinozaurami opętanymi symbiontami Venoma (serio! It's both cool and stupid!). Niedługo startuje kolejna solowa seria Deadpoola a na dodatek będzie w nowym filmie o Wolverine, jest dobrze. Chimichanga, chimichanga, chimichanga!

"Understanding Comics" Scotta McClouda - rewelacyjna książka opisująca mechanizmy 'działania' komiksu, przy okazji zahacza o postrzeganie rzeczy i czasu, historię i różnice komiksów na świecie i cały przekrój pokrewnych tematów. Teoria komiksu (i przy okazji innych mediów) opisana w bardzo drobiazgowy sposób. Lektura obowiązkowa. Też McClouda "Reinventing Comics" to z kolei jego manifest jak komiks powinien wyglądać. Kontrowersyjnie ale bardzo ciekawie, choć jego entuzjazm co do przyszłości komiksu w internecie jest chyba przesadzony. Ja tam lubię papier :)

Inny stuff: "Thunderbolts" Ellisa - fajne, grupa marveloskich villianów (dowodzi Norman Osborn, w ekipie Venom, Penace*, Bullseye i jacyś państwo, których nie znam) łapie niezarejestrowanych herosów dla rządu USA, knowania wewnątrz grupy, propaganda sukcesu w mediach, klimacik. "Phoenix - Endsong" - kupa nieprzeciętna, rysunki fajne. Drugi tom ósmego sezonu"Buffy" - wiadomo jestem bezkrytyczny ;) 10 tom "Fables" "The Good Prince" - trzyma jakiś poziom ale osobiście niespecjalnie mi podszedł, cały tom jedzie na Deus ex machina.

* Kolo wcześniej znany jako Speedball, po tym jak spowodował katastrofę rozpoczynającą Civil War jego moce się zmieniły i może z nich korzystać tylko gdy odczuwa ból. Marvel ma w końcu masochistycznego bohatera, pozazdrościli DC Wonder Woman.

środa, 16 lipca 2008

Mutant Chronicles daje rade!

Internet jest niesamowitą rzeczą, nie tylko umożliwia przesyłanie informacji na olbrzymie odległości ale także najwyraźniej w czasie. Można już znaleźć oczekiwany z niecier- pliwością przez "środowisko" niewydany jeszcze film na podstawie RPGa Mutant Chronicles. Może "na postawie" to za mocne słowa, powiedzmy "inspirowanego".
W dalekiej przyszłości Mega korporacje walczą ze sobą o ostatnie zasoby Ziemi, gdzieś na terenach dzisiejszej Polski wymiana ognia artyleryjskiego między Bauhausem i Capitolem odkrywa i niszczy Pieczęć, uwalniając na świat, po raz kolejny, plagę Nekromutantów. Podczas gdy najbardziej wpływowi i bogaci ewakuują się poza planetę grupa straceńców ze wszystkich Megakorporacji (w tym walczący ze sobą na początku filmu Mitch Hunter i Max Steiner) rusza na misję w celu zniszczenia Maszyny - urządzenia zamieniającego ludzi w mutantów.
Jak widać "oficjalna" historia z fluffu jest przepisana od nowa. Postacie z Drugiej Wojny Korporacyjnej są wstawione w czasy Exodusu, Pieczęć jest na Ziemi i jest otwarta dużo wcześniej... Zmian jest mnóstwo ale dla odbioru filmu nie mają znaczenia jeśli ktoś nie jest fanatycznie przywiązany do świata z MC. Sam film nie zawodzi jako niskobudżetówka klasy B. Zabija klimatem. Projekty broni, budynków i steampunkowych pojazdów są rewelacyjne (latające parowozy!). Wszystko jest brudne, mroczne i dołujące, happy endu też nie ma się co spodziewać. Jak będzie w kinach idę na pewno.