Hometown
Hometown zawsze było małym, peryferyjnym miastem. Nic więc dziwnego, że pojawienie się w nim Inkwizytora wzbudziło nielada sensację. Tym bardziej, że celem jego wizyty była szkoła podstawowa.
Siedziałem wtedy z kumplem Edem na lekcji fizyki nie przeczuwając nadchodzących zmian.
- Nie bądź wiśnia, pokaż naklejki. - powiedziałem do Eda.
- Nie-e, bo mi zabierzesz. - Odparł.
- Nie zabiorę, słowo skauta. - Tak naprawdę to nigdy nie byłem skautem i tak naprawdę to chciałem zabrać te naklejki prezentujące arsenał zbrojeniowy Capitolu. Prawieśmy się z Edem pobili ale do naszej klasy wszedł Inkwizytor.
- Witajcie dzieci, wszedłem do waszej klasy i jestem Inkwizytor Homer...-
- Uauuuu!!!!! - odezwały się głosy z klasy.
- Umie pan czarować?
- Weźmie mnie pan na barana?
- Czemu pan chodzi w sukience?
- Oddawaj moje naklejki bucu! Eeee... To nie do Pana!
- Patrzcie, Homar robi się czerwony na twarzy.
- Lipa, to nie czary. Mój tata też tak zrobił jak zbiłem szybę w jego aucie.
- Spokój klasa! Pozwólmy mówić naszemu gosciowi! - Gniewnie krzyknęła nauczycielka.
- A więc przybyłem, dzieci w imieniu Kardynała. Jak będziecie grzeczne to dostaniecie miętuski z jego podobizną. - Wtedy w klasie zrobiło się cicho a twarz Inkwizytora nabrała normalnych kolorów. - Zabiorę was, dzieci, na wycieczkę na pobojowisko. Kardynał chce abym przeprowadził lekcję w terenie i abyście wyciągneli z tego wnioski. - Przemówił Inkwizytor.
- Przemówiłem jakiem Inkwizytor!
Głos zabrała nauczycielka: - Autokar już czeka.
- Jak to, to nie lecimy dywanem? - Powiedział ktoś z klasy i wtedy wszyscy wybiegli. Pojechaliśmy gdzieś daleko za miasto a Inkwizytor musiał użyć Sztuki aby odświeżyć powietrze w autokarze po tym jak Joe pierdnął. W końcu dotarliśmy na miejsce. Było tam pełno okopów, kraterów, drutów kolczastych, złomu i kowadło. A w tle góry.
- Spójrzcie, dzieci, na te góry w tle. Z nich patrzy na was tysiąc lat udręki rodzaju ludzkiego... - Zaczął mówić Homer ale ja go nie słuchałem. Rozglądałem się po polu bitwy całkiem zafascynowany co tam robi kowadło bez młotka. W komiksach zawsze kowal miał młotek. Może gdzieś tu jest koń? I kowboje którzy ścigają bandytów? Własnie chciałem zaproponowac Inkwizytorowi zabawę w kowboi i bandytów ale nagle Ed krzyknął:
- Prosze pani, prosze pani! Co mam zrobić z tą metalową kulką?
- Wyrzuć to żelastwo a gdy wrócimy umyjesz rączki.
Ed posłusznie wyrzucił "metalową kulkę" gdy nagle nastąpił wybuch. Wszyscy rzucili się na ziemię. Większość dzieci się poryczała.
- Na święte pośladki Kardynała, to był granat! - Krzyknął Homer tak czerwony jak jego szaty.
Ed za karę miał wrócić do autokaru, a ja z nim bo naśmiewałem się z płaczących kolegów i koleżanek. Zwłaszcza, że Joe pierdnął tak głośno, że prawie zagłuszył eksplozję. A kara i tak była dla nas wybawieniem. Nie przepadaliśmy za miętuskami a sztuczki z czerwoną twarzą tego tam Homara nie robiły na nas wrażenia.
Postanowiliśmy poszukać kowbojów gdy Ed potknął się o jakieś żelastwo.
- Rety, zobacz co znalazłem. - Powiedział. Miał dzisiaj nosa do znajdywania fajnych rzeczy mimo smrodów Joego.
Urządzenie miało taką długą antenkę z drutem i jakieś wskazówki i wyglądało jak plecak.
- Pokaż. - Powiedziałem.
- Nie. - Zaoponował.
- Nie bądź wiśnia, pokaż urządzenie. - powiedziałem do Eda.
- Nie-e, bo mi zabierzesz. - Odparł.
- Mam fajne naklejki, wymienimy się?
- Dobra.
Wymienilismy się.
- No to się wymieniliśmy. - Powiedziałem.
- Bucu, to moje naklejki. Podwędziłeś mi je. - Ed chyba nie był zadowolony bo mnie popchnął. Urządzenie wypadło mi z rąk. stuknęło o ziemię i się włączyło.
- Chyba się włączyło. - Powiedział Ed.
- Tszszszs .....baza... szszsszsz.
- To chyba takie duże łoki-toki. - Powiedziałem.
- Tu Błękitna Konopia, tu Błękitna Konopia, ołwer. - Powiedział Ed.
- Kurcze, z jakiego filmu to tekst? - zapytałem.
- Mój tata jest w wojsku, nauczył mnie tajnych komend.
- Ściemniasz!
- Nie-e!
- Tak!
- Tszszszsz ....podaj namiary... szszsz.
- Teraz ja mówię! - Krzyknąłem do Eda.
- Goł goł Pałer Rejndżers! 1, 2, 3 baba jaga patrzy!. - Moje słowa pochodziły z najlepszych kreskówek ostatniego sezonu.
- Tszszsz ...przyjąłem... szszsz.
- No i zepsułes. Chodźmy szukać kowbojów.
- Dobra.
Długo to nie trwało bo znalazła nas nauczycielka i okazało się że wszyscy czekają na nas w autokarze. Homar wyglądał na zmęczonego a jego twarz była tym razem biała. Pewnie dlatego, ze nikt nie słuchał jego kazania, a może dlatego ze Joe znowu pierdnął, a może Inkwizytor też szukał kowbojów i nie mógł ich znaleźć.Tymczasem wszyscy pytali się czy umie jeszcze jakieś inne kolory.
W drodze powrotnej przeleciała nad nami eskadra mysliwców. Po dotarciu pod szkołę okazało się, ze nie ma pod co docierać.
- Ale numer wykręciłeś Frodoz, naklejki są twoje. - Powiedział do mnie Ed, którego tata nauczył kiedyś tajnych szyfrów.
Hometown zawsze było małym, peryferyjnym miastem. Nic więc dziwnego, że pojawienie się w krateru na miejscu szkoły wzbudziło nielada sensację. Tym bardziej, że zbombardowały ją mysliwce Capitolu a nalot wezwało rzekomo dziecko.
Frodoz 2003