opowiadanie - Zlituj się na nami

Zlituj się na nami

Kardynał Dominik pchnął drzwi i wkroczył do słabo oświetlonej celi przesłuchań. Z rozbawieniem przyglądał się heretykowi, usiłującemu wyrwać się z pasów, którymi przypięto go do stołu. Piana z jego ust chlapnęła na ścianę, kiedy młody mężczyzna próbował na próżno wydostać się z więzów. Kardynał podszedł do stołu, w kąciku jego ust błąkał się cień uśmiechu. Gdy heretyk go zauważył, uspokoił się. Skrzywił się, gdy Kardynał się do niego odezwał.
- Wyznaj mi popełnione zbrodnie. Głos Kardynała odbił się echem od nagich ścian, co wzmocniło jego słowa.
Heretyk odwrócił się do oskarżyciela. Jego puste, nabiegłe krwią oczy błądziły po komnacie. Blada skóra była pokryta perlistym potem. W odpowiedzi na żądanie Kardynała, wezwał imienia Algerotha i splunął wprost w twarz świętego męża. Oszalały z wściekłości, Szeryf Luny chwycił kciuki grzesznika i wykrzywił je tak silnie, że pękły kości. Ich ostre krawędzie przebiły mięśnie wyjącego z bólu heretyka.
Prawie natychmiast Kardynał wziął do ręki skalpel i wraził jego ostrze w ciało na piesi grzesznika. Nacisnął i powoli przeciągnął ostrzem po skórze, tnąc mięśnie od mostka do pępka. Młodzieniec za¬wył w agonii, a skalpel ciął jego ciało, skrywając porcelanową skórą pod zasłoną szkarłatnej krwi. Heretyk czuł w ustach wymiociny, a Kardynał wykonał kolejne cięcie, tym razem horyzontalne - od żebra do żebra. Wycie heretyka zamieniło się w jęki, gdy zorientował się, że kardynał podchodzi do
niego trzymając parę obcęgi i igłę preparacyjną.
- Będę mówił - wykrzyknął przerażony.
Kardynał usiadł u boku grzesznika i wysłuchał jego chaotycznej spowiedzi. Usłyszał dziesiątki nazwisk towarzyszy i poznał dokładną lokalizację dwóch miejsc zgromadzeń Legionu Ciemności. Po wyspowiadaniu się, heretyk leżał nieruchomo na stole, wyczerpany swą wypowiedzią. Kardynał wziął w lewą dłoń święty sztylet, podczas gdy kciuk prawej położył na spoconym czole heretyka.
- Zawsze krocz w świetle -powiedział Kardynał Dominik.
Co mówiąc, przeciągnął ostrze sztyletu po gardle grzesznika, kończąc w ten sposób egzystencję skatowanego młodzieńca.