I.
Mars. Szara Dolina. Cisza.
- Zbliżają się. Syknął sierżant. - Przygotować się. Wszyscy na pozycje i pamiętajcie muszą podejść jak najbliżej. Nikt z nich nie ma prawa przeżyć! Czy to jasne?!?
- Tak jest, sir. Zabrzmiało w komunikatorze.
- Wszystko jasne panie sierżancie. Urządzimy tu niezłą jatkę. McBride rozpoznał głos szeregowca Jones'a i przypomniał sobie jego Łazika pomalowanego w kamuflaż używany na Marsie. Wyglądał dziwnie, może było to spowodowane tymi wszystkimi "ulepszeniami", które zostały wprowadzone przez jego pilota?
Z rozmyślań wyrwał go głos Smith'a, który stał na szpicy. - Kurwa, zbliżają się! Nie wygląda to najlepiej. Widzę sześć, siedem postaci, jest i Murdoch. Sierżancie zostało ich tylko ośmiu!!
- Tak, przyjąłem i nie drzyj się tak do cholery! Smith, uspokój się i czekaj! Wszyscy czekają na mój sygnał!!
"A niech to, z czterech pełnych drużyn Krwawych Beretów i dwóch Berserkerów przeżyło osiem osób." Co do Murdoch'a to od początku był pewien, że kto jak kto ale on przeżyje na pewno. To twardziel jakich mało. Przeżyłby nawet w piekle, więc to tu to dla niego pestka”.
Widzę ich!!!! Około pięć może sześć drużyn Legionistów, chyba dwie Nekromutantów, jedna Niszczycieli i jeden...., nie dwóch Razydów. Kurwa, Nefaryta Algerotha, jest wściekły. O żesz, a to co? Sierżancie chyba się mylę, ale widzę Biogiganta!!! W komunikatorze dało się słyszeć pomruki i nerwowy chichot. A spowodowane było to tym, że zabicie tego kolosa było każdorazowo odnotowane w kronikach. Takie wypadki można było policzyć na palcach. Spokojnie, mam dla niego małe co nieco zabrzmiał głos Jones'a. - zostawcie go mi.
- Dobra, jest twój, wszyscy słyszeli? Ten głos napawał wszystkich nadzieją i pozwalał uwierzyć, że przeżyją kolejny dzień. Stawiamy zaporę ogniową jak tylko oddział Murdoch'a przekroczy punkt XL-4. Rąbiemy do skurwieli z czego się da. Czy to jasne?!
-Tak jest sir!! Odpowiedzieli wszyscy chórem.
- A co z nami? Zapytał Morgan przywódca oddziału Szczeniąt.
- Wy macie siedzieć i czekać aż wciągniemy ich bliżej, wtedy zaatakujecie ich od tyłu zamykając im odwrót. Ton głosu sierżanta zapewniał że nie ruszą się ze swoich miejsc za wcześnie.
- Nasi już są. Powiedział jeden z żołnierzy.
Za grupką Krwawych Beretów, jakieś dwadzieścia metrów dalej biegli, jeśli można nazwać to biegiem i strzelali Legioniści, nad którymi górowała postać Biogiganta. "Pułapka była dobrze zaplanowana, dolina przechodziła w kanion, który zwężał się na szerokość dwunastu do piętnastu metrów i wysokości jakiś dziesięciu metrów. Ciągnąc się i kręcąc przez jakieś 500-600 metrów.
Tak, legion dał się wciągnąć. Chłopcy musieli ich nieźle wkurzyć. Wybuch było słychać i tu, tylko ten cholerny Biogigant jest teraz problemem, niech go szlag. Mam nadzieję że Jones sobie poradzi. Tylko on ma odpowiednie uzbrojenie na tą maszkarę. No już pora."
- Ognia!!! Wrzasnął sierżant McBride i nacisnął spust Interceptora.
Pierwsza fala Legionistów została wprost zamieniona w czerwoną masę mięsa. Pociski dum-dum zrobiły swoje, resztę dokończyły granaty. Oddział Murdoch'a wbiegł na przygotowane umocnienie, zamykające wyjście z jednej strony kanionu. Jednak dwóch ostatnich żołnierzy nie miało tyle szczęścia, wszyscy usłyszeli specyficzny odgłos Nazgarotha. To jeden z Razydów włączył się do walki.
Drużyna Nekromutantów pod dowództwem Centuriona wdrapała się na krawędź kanionu i zaatakowała oddział Krwawych Beretów. Odpowiedzieli ogniem, wszystko skończyłoby się po myśli ludzi, gdyby nie wiadomo skąd pojawił się drugi Razyda. Nazgaroth uciszył walczących komandosów. Kolejna drużyna Nekromutantów weszła na krawędź i zaczęli przeć do przodu pod osłoną ognia Razydy.
- Nie utrzymamy się dłużej. Niech ktoś przyśle wsparcie!!! -wołał kapral Perry.
- Drużyna Abel za mną. Zawołał sierżant McBride i zaczął się wspinać na lewą ścianę kanionu, a za nim podążał oddział Piechoty Okopowej.
- Morgan, na co jeszcze czekasz do cholery? głos Murdoch'a był zimny i opanowany. Taka pewność dodaje żołnierzom odwagi.
- Śmierć synom ciemności!! Szmer odmawianej modlitwy do Kardynała i lekki wibrujący brzęk Punisher'ów zlały się w jedno.
- Do ataku! Zabić ich wszystkich!!! To były ostatnie słowa przywódcy Szczeniąt, zginął chwilę później zmiażdżony przez Biogiganta.
Jak do tej pory wszystko szło zgodnie z planem, dopóki do akcji nie wmieszał się Nefaryta, pozostający do tej pory z tyłu. Zabił trzy Szczenięta i zaczął przedzierać się do przodu. Horda, której przewodził Biogigant dotarła do umocnień. Doszło już do walki wręcz. Jones strzelił ostatni raz ze swej wyrzutni smażąc kilkunastu Legionistów i zaszarżował na Biogiganta, chcąc go staranować. Seria z Invadera Murdoch'a nie wywarła na potworze wielkiego wrażenia, jednak co innego na Legionistach, ci zamieniali się w fontanny mięsa. Lewa krawędź chwiała się dopóki Weston nie zastrzelił ze swej snajperki Razydy. Teraz walka była wyrównana. Dwie drużyny Piechoty Okopowej i jedna Krwawych Beretów na jedną drużynę Nekromutantów i Niszczycieli z kilkoma Legionistami.
- Weston!!, Weston!! Odezwij się do cholery! Ładuj do nich dalej. Wrzeszczał McBride. Jednak nie było odzewu.
Jones w swoim Łaziku toczył nierówny bój z Biogigantem. Ten po chwili przewrócił Hurricane'a i zaczął go miażdżyć, niszcząc go zupełnie. Seria z karabinu szturmowego Murdoch'a władowana w łeb stwora odniosła tym razem skutek. Głowa eksplodowała a stwór padając zmiażdżył zarówno Legionistów jak i walczących z nimi ludzi.
Do przodu przedarł się Nefaryta, trzech Krwawych Beretów zostało zmiecionych, a czwarty stracił dłonie. Murdoch próbował zastrzelić bydlę jednak ten tylko spojrzał na niego i coś powiedział a ramię Murdoch'a momentalnie skostniało, a on sam upadł. Nefaryta uśmiechnął się i ruszył dobić ofiarę. Jednak metr od niego pojawiła się w ułamku sekundy niebieska kula, z której wyłoniła się Westalka Bractwa i zaatakowała Nefarytę. Jej włócznia była złamana i używała jej jak miecza w drugiej ręce trzymała dysk Jacht. Nad polem bitwy przeleciały dwa samoloty transportowe Bractwa wraz osłaniającymi je Archaniołami.
"Ach, więc to nie przypadkowe kule zabiły operatorów CKM-ów zamontowanych na krawędziach kanionu. Tylko ten mały dupek Tancerz z Calisto. Więc z stąd ten dysk, mam nadzieję że cierpiał przed śmiercią." Pomyślał Murdoch. Nefaryta nie spodziewający się nowego przeciwnika został zupełnie zaskoczony. Co wystarczyło aby Westalka wbiła mu włócznię w pierś. Stwór tylko ryknął i odskoczył do tyłu próbując wyciągnąć drzewiec włóczni. Spojrzał na Westalkę i zaczął coś recytować. Wokół niego zaczęła się pojawiać czerwonawa poświata. Członkini Bractwa wykonała kilka gestów i poświata zaczęła przyjmować zielony kolor. Zaczęła się walka umysłów. Poświata objęła także Westalkę i zmieniała się od jasno zielonej do krwistoczerwonej. Nagle głowa Nefaryty eksplodowała, a on sam padł do przodu u stóp Westalki Dody. Poświata zniknęła.
- Nie ma jak strzał z bliskiej odległości w głowę. Tego nikt nie przetrzyma. Powiedział opuszczając broń Jones.
- Myślałem, że zginąłeś! Stwierdził Murdoch.
- Wielu, tak myślało. On też. Pokazał na trupa Nefaryty. - A to był błąd. Uśmiechnął się i zapalił papierosa.
Po śmierci Nefaryty w żołnierzy Imperialu wstąpił nowy duch. Zaczęła się rzeź. Legioniści bez dowódcy byli tylko bezradnie walczącymi manekinami, z którymi bez kłopotu radzilai sobie Piechota i resztki Szczeniąt. Jedynie Razyda i zebrani wokół niego Niszczyciele stawili zacięty opór. Wszyscy z nich zginęli, jednak Razydzie udało się uciec.
Tymczasem Westalka podeszła do zwłok Nefaryty i odpięła przypięty do jego boku miecz. Gdy tylko go dotknęła ostrze zamigotało na niebiesko.
- Miecz Kardynała Dumasa został odzyskany. Chwała Najwyższemu!!! Chodźmy należy poprowadzić twoich żołnierzy, aby wyplenić pomiot zła. Zawołała i rzuciła się w tłum walczących. Przynosząc odkupienie umęczonym duszom Legionistów i Nekromutantów.
I co szefie, jak wam poszło pod Cytadelą? -zapytał Jones siadając obok Murdoch'a i opatrując mu zdrętwiałe ramię. Udało się nam podłożyć ładunek i wysadziliśmy pół warowni. Ale zginęło dużo naszych chłopców. - odpowiedział sucho Murdoch.
Kilka dni później. Baza Imperialu na Marsie. Apel.
Żołnierze! Jestem z was dumny! To największe nasze zwycięstwo odniesione nad Legionem, co więcej odniesione nad naszym największym wrogiem. Cytadela została po części zniszczona, my jako grupa uderzeniowa spełniliśmy swoje zadanie i wracamy do domów. Za trzy dni przybędzie statek z naszymi zmiennikami. Cała reszta jest w rękach polityków. Powiedział Edward E. Murdoch.
-Baczność!!! Wrzasnął sierżant McBride.
Pamięć poległych uczcijmy minutą ciszy! Każdy z obecnych pogrążył się we wspomnieniach. Nie było oddziału który by nie poniósł strat. Po chwili padła komenda spocznij! Zaraz po tych słowach znane zjawisko w postaci międzywymiarowego portalu łączącego bazę Imperialu z Katedrą w San Dorado pojawiło się na placu. Znajdowały się w nim dwie postacie. Jedną z nich była Westalka, jednak nie była ubrana jak zwykłe, nie miała włóczni mocy. Uzbrojona była w zdobyty miecz i dysk Jakht. Drugiego rozpoznano jako Mistyka Teodorusa. Jednego z ważniejszych ambasadorów Bractwa.
-Przyjmij pozdrowienia Murdoch. Uśmiechnął się Mistyk i podał mu swoją dłoń.
-Witaj panie. Oparł sam zaskoczony tym co powiedział.
Nie będę zabierał wam czasu i przejdę od razu do sedna sprawy. Zło nadal czai się i czeka na nasze błędy. Połowiczny sukces jaki udało się nam osiągnąć w starciu z legionem ciemności został okupiony dużymi stratami. Oblężenie cytadeli musi trwać nadal!. Zgodnie z porozumieniem możecie liczyć cały czas na nasze wsparcie. Jako znak dobrych stosunków panujących między nami a Jej wysokością zostanie tu Westalka.
II.
Mars. Dzień odlotu. No, wszyscy gotowi? Krzyk sierżanta McBride’a słuchać było w całym obozie. Żołnierze byli już spakowani i powoli ustawiali się na placu przed transportowcem. Wszystko gotowe? Zapytał Murdoch patrząc na tłum żołnierzy. Tak jest!!. Chłopcy palą się do powrotu, zresztą nie ma się co dziwić. Wrócą jako bohaterowie i chcą wykorzystać swój urlop.
Ale ty się nie palisz ,co? Murdoch tylko popatrzył na sierżanta i wiedział że ten coś od niego chce. Za długo już razem służyli, znali się jak łyse konie. Jeszcze z czasów kampanii na Wenus. No mów co cię dręczy. Rzucił Murdoch. Ja, to znaczy ja i Jones chcielibyśmy zostać tu, na Marsie. Bąkał sierżant.
Murdoch popatrzył na niego i powiedział. Wiesz, że Legion uderzy ze zdwojoną siłą. A straty będą ogromne, zakładając w ogóle, że się utrzymamy. -Tak wiem, jednak chciałbym zostać. Odparł tamten. No jak chcesz. Tym bardziej, że inne korporacje nie są zachwycone naszym przyczółkiem tutaj....
Dalszą rozmowę zagłuszył ryk lądujących transportowców.
-Wychodzą nasi zmiennicy. Wtrącił sierżant. Proszę, proszę ten bufon Macguire. Sierżancie czy na pewno chce pan zostać i służyć pod rozkazami tego bubka? Wszyscy podwładni znali niechęć Murdoch’a do Macguire’a, zresztą on sam jej nie ukrywał.
-Nie przeszkadza mi to. Odparł sierżant wpatrując się w Macguire’a i zagadkowo uśmiechając się. Jak chcesz, uważaj na Jones’a to wariat ale uratował mi skórę. Powodzenia przyjacielu.
Na razie, uścisnęli się i Murdoch ruszył w stronę transportera, a za nim podążali jego ludzie, od czasu pogromu Legionu zwani Pustynnymi Glizdami. Transporter oderwał się od ziemi i z charakterystycznym sykiem wzbijał się w niebo. Do sierżanta podszedł Smith. Zapalił papierosa i zapytał. Sierżancie, myśli pan że przetrzymamy?
-Po to zostaliśmy, prawda? -odparł McBride wpatrzony w znikający transporter. Po to zostaliśmy. Powtórzył ale już jakby ciszej.
Vatier & Tencogoniema 2002
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz