opowiadanie - Ucieczka

Ucieczka

Biegli tak szybko jak tylko mogli. Wokoło padały pociski z moździerzy wypełniając powietrze hukiem eksplozji i wznosząc wysoko w górę kilogramy ziemi i roślin. Z tyłu za nimi rozlegał się ryk ścigających ich motorów oraz krzyki oficerów prowadzących pościg. Imperial tym razem przesadził, siły których użyli do tego ataku mogły wydać regularną bitwę obstawie nie jednej kopalni czy małego miasta, bynajmniej nie wyglądało to na skrytobójczy atak. Zresztą ciekawe w jaki sposób zdobyli oni informacje o tej misji. Oficerowie Wywiadu już od dawna twierdzili że nie udało się i się nie uda załatać wszystkich przecieków, ale to zadanie było okryte ścisłą tajemnicą. Praktycznie nikt poza samym Szefem Tajnych Służb Kartelu i tym oddziałem nie wiedział o operacji... a zatem, kto był winien ? Na pewno nie Kirsh ani nikt inny z jego drużyny. Znał tych ludzi od lat i przeżył z nimi wiele przygód, praktycznie byli jego ostatnimi żywymi przyjaciółmi i jedyną rodziną. - A więc kto ? Mój zwierzchnik ? - zaraz skarcił się za ten osąd ostro w myślach odsuwając ten pomysł i obrócił się za siebie wypalając z Gehenny do nadjeżdżającego Fenrisa. Skóry siedzącego za kierownicą Wilka zajęły się płomieniami, kierowca próbując się ratować szamotał się i podskakiwał, po czym wypadł z fotela i spadł pod tylne koło pojazdu, ten zaś będąc pozbawionym sterującego ostro odbił w lewo i z dużą prędkością wleciał na drzewo. Kolizji towarzyszyła olbrzymia eksplozja. Ogień runął we wszystkie strony, niczym ściany walącego się budynku. Najwidoczniej zamontowane pod motorem zbiorniki z paliwem do miotaczy nie wytrzymały stłuczki. Widząc to bracia krwi zabitego podnieśli z tyłu złowrogi okrzyk i przyspieszyli by gonić oprawców. Dostojnik Cybertronicu przestraszony sytuacją i dochodzącymi do niego hałasami obejrzał się za siebie i runął jak kłoda na ziemie potknąwszy się o wystający z niej korzeń. Reakcja Agentów była natychmiastowa. Dwaj rzucili się do VIP`a, dźwignęli go z ziemi i ciągnąc za sobą ruszyli w dalszą ucieczkę. Pozostali członkowie oddziału zatrzymali się i przygotowali na odparcie ataku wroga. Miotacz znów zionął żarem niszcząc kolejny pojazd. Towarzyszył mu też szczęk Morrinusa, który celnie wypluł zabójczy pocisk. Zaraz potem Kirsh wskazał palcem zbliżające się Jeże. - Między drzewa - ryknął. Cała piątka ruszyła w stronę niedalekiego zagajnika. Ziemię zaczęły rozpruwać serie z zamontowanych chargerów. Sytuacja zaczynała być beznadziejna. Dlaczego Imperialczycy tak bardzo chcieli zapobiec spotkaniu przedstawiciela Cybertronicu z Bauhauczykami. To nie istotne. Najważniejsze jest wykonanie misji. Seria z CKMu rozpruła plecy Tomphsona. Semi zawrócił porzucając VIP`a i wbrew nawoływaniom Kirsha chciał pomóc rannemu. Nie wiedział że nawet najlepszy lekarz świata nie był w stanie tego uczynić gdyż tamten został praktycznie rozniesiony przez pociski. To samo spotkało go nim zdołał się o tym przekonać. Semi zatrzymał się i zatańczył agonalny taniec w rytm wybijany poprzez imperialne Wilki. Każdemu jego ruchowi towarzyszyły małe eksplozje krwi mające swoje ognisko na jego ciele. Granatowy garnitur został bezpowrotnie unicestwiony, tak jak i jego właściciel. Nie ma czasu na żal, nigdy na to nie powinno być miejsca. Teraz trzeba dbać o powierzony im cel, trzeba uciekać. Trójka wbiegła między drzewa gubiąc tym samym zmechanizowany pościg. W miarę zagłębiania się w głuszy cichła też pozostawiona w tyle wrzawa. Prawie im się udało. Teraz starczyło tylko utrzymać stałe tempo i zostawiać za sobą jak najmniej śladów. Nagle oczom uciekinierów ukazała się polana, na którą wbiegli siłą rozpędu i mimowolnie zatrzymali się. Zmusiła ich do tego całkowita cisza. Nie słychać było wiatru poruszającego liśćmi, lecz to można było usprawiedliwić piękną pogodą na którą wcześniej nikt nie zwrócił uwagi. Nie słychać też jednak było ptaków, których z reguły pełno jest w okolicy. Przyczyna tego faktu wyjaśniła się równie szybko jak pojawiło się spostrzeżenie dotyczące szumu wiatru, a właściwie wyszła z zarośli na przeciwko. Był to oddział imperialnej piechoty okopowej. Żołnierze od razu otworzyli ogień z Invaderów kierunkując go bezpośrednio na VIP`a. Kirsh z krzykiem wściekłości rzucił się w bok i z całych sił rzucił Cybernetycznym wysłańcem między drzewa. W tym samym momencie dosięgły go pociski przeznaczone dla dyplomaty. Pięć karabinów nie dało mu żadnych szans na przeżycie. Woofer widząc to niemal ze łzami w oczach przyklęknął i wypalił do przeciwnika. Płomień z furkotem wyskoczył z uwieńczenia miotacza, liżąc i pochłaniając wszystko co stało mu na drodze. Polanę wypełnił smród spalenizny i jęki pochwyconych w śmiercionośny żywioł. Agent trzymał bez przerwy za cyngiel uwalniający paliwo, trzymał go nawet wtedy gdy przeciwnicy przestali już się ruszać. Ogień samoistnie nagle zmalał i z sykiem cofnął się do lufy. Zbiornik był pusty. Puker wylądował na ziemi, Woofer zaś wstał i wyciągając miecz podszedł do zwłok Kirsha. "Nie ma miejsca na żal po współtowarzyszach" to głosiła trzecia reguła jakiej uczono go w Centrum Szkoleniowym Kartelu. Z bólem obejrzał się za siebie gdzie na ziemi leżał przerażony wysłannik Cybertronicu. Trzęsącymi rękoma wyciągał on swojego Morrinusa. - Już po problemie - powiedział uspokajająco Woofer, lecz dyplomata upuścił broń i zaczął odczołgiwać się do tyłu. Zdezorientowany agent obejrzał się za siebie. - Tak już po problemie Agencie, spocznij. - rzucił obcy głos, po czym jego właściciel wypalił ochroniarzowi w twarz. - Widzisz marionetko Ciemności - z zauważalnym zadowoleniem kapitan okopowców zwrócił się teraz do leżącego VIP`a - twoi ochroniarze zawiedli, zabawa skończona. - Niezupełnie - wbrew oczekiwaniom odrzekł metalicznym i pozbawionym jakiegokolwiek ciepła i emocji głosem cel polowania patrząc jednocześnie na trzysta dwudziestkę jego rodzimej produkcji. Imperialny oficer zaniósł się śmiechem. - A niby co mi zrobisz ? - wycedził ledwo powstrzymując salwy wesołości - Uderzysz mnie wszczepioną w rękę konserwą ? Tubalny śmiech dowódcy piechoty znów zastąpił wszechobecną ciszę, lecz zamilkł on równie szybko jak huk wystrzału z broni typu Cg. - Dziękuję panu, panie Michaels - powiedział równie chłodno jak przed chwilą dyplomata podnosząc się z miejsca. - To moja praca - odrzekł agent rozglądając się po polanie - nie ma czasu do stracenia, uciekajmy.
Papa Morono