opowiadanie - Vae victis

Vae victis

Witaj w Zimowym Leżu, młody Wilku. Ogrzej się przy ogniu.
Posłuchaj teraz opowieści z zamierzchłej historii Wilków, historii z czasów ostatnich dni Krucjaty Wenusjańskiej, gdy pierwszy Kardynał był u szczytu swej potęgi. Jest to opowieść o powstaniu Wilków i o tym, skąd pochodzi nasz okrzyk bojowy.
Nasz lud był najdumniejszym i najodważniejszym spośród wojowników Jej Światłości, którzy żyli na zielonej planecie Wenus. Przyrodzone nam duma i odwaga nie zdobyły jednak dla nas domu w żyznych dolinach tego świata. Miast tego otrzymaliśmy siedzibę na chłostanej śniegiem górze w południowym Kręgu Zimy. I dziękowaliśmy Jej Światłości za tę oznakę hojności.
Jednym z naszych przodków, którzy żyli w tym zaśnieżonym pustkowiu, był wódz i świetny szermierz, nazywano go Brannagh. Ten wielki mężczyzna przewyższał o tuzin dłoni nawet najwyższych bohaterów Imperialu, a jego głowę otaczała dzika grzywa włosów. To właśnie klany Brannagh i Gallagher, i Dunsirn, i Mac Cullough okazały się na tyle wytrzymałe, by przyjąć ofertę Jej Światłości.
W tych dniach żołnierze Imperialu stworzyli rajską posiadłość w pobliżu krateru MacGuire'a. Pośrodku śnieżnej pustyni zieleniły się ciepłe oazy trawy i ogrodów. Brannagh i członkowie jego klanu nie mogli mieszkać w takim komforcie, gdyż nie mogły tego znieść ich dzikie dusze. Wybrali życie wilków, życie na obrzeżach cywilizacji.
W tych dniach, nim korporacje zdobyły swe ziemie i ogłosiły ich granice, istniało piękne miasto Petragrad, leżące ledwie kilkaset mil od krateru Mac Cuire'a, na wybrzeżu Południowego Kontynentu. Ciepłe wody morza uczyniły z Petragradu najpiękniejsze miasta całego kontynentu, z którym mógł równać się jedynie krater Mac Guire'a. Ale założycielami Petragradu byli bogaci kupcy z Bauhausu.
Cisza, cisza. Spokój, powiadam! Tak jak i teraz, Budowniczowie byli bogaci. Tak zawsze było, i tak zawsze będzie. Ale Brannagh i jego ludzie zamierzali uszczknąć nieco z ich bogactw. Mam opowiadać dalej? Tak lepiej. Brannagh i jego ludzie żyli niczym wilki w dzikich ostępach lodowatego Kontynentu Pohidniowego. To ich stada pierwsze odkryły trąd Legionu Ciemności, do tej pory zatruwającego jedynie Kontynent Północny. To oni zauważyli, że słudzy Ciemności przybyli w końcu na lodowe pustkowia. Z Gór Helstorm Bieguna Południowego wyłoniły się straszliwe stwory, a było ich tak wiele, że nie dojrzałbyś końca ich szeregów. Wilki Brannagha poprzysięgły, że będą chronić wszystkich ludzi, a zwłaszcza tych z krateru Mac Guire'a, przed tym nowym złem.
Sam Brannagh polował właśnie w sosnowym lesie, gdy usłyszał przez radio wołanie o pomoc. Legion Ciemności oblegał miasto Petragrad, a słabi obywatele Bauhausu nie potrafili się obronić. Przebiegły Brannagh od wielu miesięcy obserwował legionistów i znał sposób na ich pokonanie, odpowiedział więc na wołanie i rzekł: 
- Moi ludzie są ledwie o dwa tygodnie drogi od was. Zapłaćcie nam funt złota za każdą głowę zabitego legionisty, którą dostarczymy do stóp schodów waszego pałacu, a uratujemy miasto.
Bauhausczycy skwapliwie przyjęli ofertę, rozpaczliwie chcąc uratować swe tchórzliwe skóry. Sądzili, że Brannagh to nieznany najemnik.
Brannagh i najlepsi z jego ludzi wyruszyli na odsiecz Petragradowi. Przybyli na długo przed upływem dwóch tygodni.
Wilczy wojownicy ujrzeli sceny totalnego ziszczenia. Mury miasta jeszcze nie padły, lecz w ich pobliżu leżały ciała wielu poległych żołnierzy Bauhausu. Wśród nich obozowało tysiąc - nie - dziesięć tysięcy obrzydliwych legionistów, którymi dowodził zły Nefaryta Colzras.
Brannagh poczekał, aż wokół Colzrasa zgromadzą się wszyscy legioniści, by otrzymać rozkazy. Wiedział, że muszą czynić tak co dnia, gdyż brak im inteligencji człowieka. Gdy żołnierze Ciemności zebrali się w oczekiwaniu na ostatni szturm na miasto, z pobliskiego lasu wypadli Brannagh i jego ludzie, a ich miecze błyszczały odbitym światłem Słońca. Nefaryte zabito przy stracie jedynie trzech Wilków, po czym reszta legionistów pierzchła w popłochu.
Wilki Brannagha wgryzły się w sługi Ciemności, rąbały ich ciała i głowy swymi ostrymi mieczami. Mówi się, że bitwa trwała do zmierzchu, tak wiele śmierci trza było zadać. Gdyby te pierwsze Wilki były jak nasi dzisiejsi wojownicy, z pewnością trwałoby to ledwie z godzinę. Zostawiając za sobą pole walki, zalane po kostki zepsutą krwią legionistów, Brannagh i jego ludzie wkroczyli do miasta. Ujrzeli, że zostało mocno zniszczone przed ich przybyciem. Petragrad z pewnością padłby tego ranka. Brannagh powiadał później, że najbardziej uderzył go brak jakiejkolwiek straży.
W końcu Wilki doszły do pałacu Richthausenów, rodziny, na której spoczywał obowiązek obrony miasta. Wkroczyli do niego nie zatrzymywani i odkryli, że tchórzliwi Budowniczowie zabarykadowali się w najwyższej wieży pałacu.
- Uratowaliśmy wasze miasto - powiedział Brannagh, gdy dobijał się do drzwi.
- Powinniśmy więc ci zapłacić, najemniku -zza drzwi dobiegł jakiś głos. Tchórze wpuścili Brannagha i jego ludzi do swego bastionu.
Musicie zrozumieć, że kupcom z Bahausu wcale nie w smak było płacenie tak wielkiej sumy, na jaką zgodzili się w godzinie największej potrzeby. Ociągając się, skarbnicy Richtausenów wyciągnęli swe wa¬gi i księgi. Czas mijał, lecz Bauhauczycy nie płacili złota, które obiecali Brannaghowi. Zażądał wyjaśnień.
- Chcesz, by zapłacić ci funt złota za każdego legionistę, którego dostarczysz pod nasze drzwi, lecz nie widzimy tam ani jednego - rzekli skarbnicy, - Skąd mamy wiedzieć, ile dokładnie trzeba ci zapłacić?
Wściekłość wezbrała w Brannaghu, lecz wiedział, że Bauhausczykom nie należy wierzyć.
- Możesz wyjrzeć za bramę miasta i sam ich policzyć - warknął. - Albo wysłać straż miejską, by zrobiła to za ciebie.
Skarbnik Richthausenów pokręcił głową.
- Nie, tego nie mogę uczynić, gdyż nasze oddziały szturmują właśnie krater Mac Guire'a. Będzie nasz przed zachodem słońca i wtedy zapłacimy ci dziesięć razy więcej z imperialnych łupów. Lecz ty nie rozumiesz takich spraw, najemniku.
W tej chwili Brannagh poznał w sobie naturę prawdziwego wilka.
- Nie jesteśmy najemnikami, głupcze. Jesteśmy najlepszymi wojownikami Imperialu!
I Brannagh chwycił skarbnika za kołnierz, ledwie kontrolując ogarniającą go zwierzęcą wściekłość.
- Czas płacić, łotrze - warknął, rzucając na wagę swego wielkiego claymora.
- Vae Yictis - ryknął Brannagh do swych ludzi. -Hańba przegranym!
Tego dnia Wilki spaliły Petragrad, zabierając ze sobą tyle łupów, ile tylko mogły unieść. Do dziś dnia złote obroże, które noszą nasi Wodzowie, są wykonane ze złota, które wtedy Wilki sprawiedliwie zabrały z Petragradu, co i tak ledwo odpłaciło za śmierć i krew, jaką odnaleźli po powrocie do krateru Mac Guire'a.
Taką opowieść przekazał mi Starszy Wilk, a jemu z kolei jego Starszy Wilk, a tamtemu inny Starszy Wilk, i dzieje się tak od pierwszego Roku Kardynała. Weźcie ją ze sobą i niech ogrzeje was nocą.

- historię opowiedział Taliesin Mac Dennehey,
niegdyś z klanu Mac Dennehey,
obecnie Starszy Wilk Wielkiej Watahy,
mówiący do stada w Zimowym Leżu, 
gdzieś w górach Pierścienia Zimy na Wenus.