W końcu coś skończyłem paćkać - warzonowego Ezoghoula. Im bliżej jestem skończenia malowania Muawijhe tym wolniej to idzie, jak w jakimś paradoksie Zenona maluję połowę tego co zostało, potem połowę tego co zostało itd. Mimo końbinowania z kolorami i tak wyszedł brązowo brązowy ale trudno, nie przemalowuję, zostaje jak jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz