Trzy wieczory i po kolejnym God of War. Najbardziej prequelowy prequel serii (chyba, trochę się pogubiłem w chronologii jak wyszły 'GoWy na PSP) ale w zasadzie rozgrywka nie różni się od 'trójki' - te same ciosy, te same combosy, nawet broń ma upgrady zmieniające ją w te z ostatniej części. Fabuła jakaś jest, daje radę ale nie wciąga specjalnie skoro i tak wiadomo jak to się skończy (spoiler: Kratos zabija WSZYSTKO).
Pomarudzę. Poziomy trudności są dość dziwnie wyskalowane (a nie można ich zmieniać w trakcie gry) - walka albo jest absurdalnie trudna albo banalnie nudna na niższym poziomie - ale to może akurat dlatego że, przyznaję, jestem beznadziejnym graczem, wręcz za przeproszeniem, casualem. Do tego łamigłówki - zamiast chwili wytchnienia między pojedynkami były po prostu upierdliwe, zwłaszcza że w niektórych ciężko było wychwycić jakiś związek przyczynowo skutkowy i rozwiązywałem ja na zasadzie prób i błędów (i walktrough na youtube w jednym przypadku). Przyznaję że były fajne patenty w częściach logicznych: jeden artefakt wpływający na czas i postarzający lub odmładzający otoczenie i drugi kopiujący Kratosa (choć w sposób dużo prostszy niż 'Company of myself') - ale pasiły by mi raczej w jakimś Portalu 3 niż w krwawym button masherze.
Mimo wszystko na te trzy dni wciągnęła - trzy i pół sowy się należy.
Trybu multi nie testowałem bo nienawidzę ludzi.
To najlepsza recenzja EVER!
OdpowiedzUsuńSowy mnie oczarowały :)
"bo nie nawidzę ludzi" - you have my axe!
OdpowiedzUsuń