Nowy cykl prezentujący najwybitniejsze dokonania filmowców z całego świata.
"Zombie Strippers" - taki pomysł musiał wypalić: wojskowy wirus zamieniający ludzi w krwiożercze zombie (a jakże, po obejrzeniu n filmów można odnieść wrażenie że celem wszystkich naukowców świata jest wywołanie apokalipsy zombie) zaraża striptizerki z nielegalnego (w otwierającej film rewelacyjnej sekwencji newsów jest informacja o delegalizacji pornografii przez administrację pozostającego na jużktórejśtam kadencji Busha [btw warto czytać paski informacyjne w tej scenie - o wykupieniu przez Arabię Saudyjską Białego Domu itd.]), którym nie przeszkadza to w dalszym wykonywaniu zawodu i zjadaniu klientów (tak to cały czas jest jedno zdanie). Film chwilami przesadza z poziomem obleśności żartu - spada nawet poniżej naszych knajpianych pogaduszek z kumplami, ale nic to, generalnie film humorem stoi i to chwilami całkiem niezłym (w swojej klasie). Do tego Jenna Jemeson, przedstawienie głównych postaw filozoficznych (do obejrzenia przed maturą!), zabawa konwencją i bezczelne nabijanie się z mniejszości etnicznych. Absolutna perełka do obejrzenia z rodziną w niedzielne popołudnie.
Australijski "Zombie z Berkeley" (Undead) zachwalał ktoś w Science Fiction & Horror (chyba jeszcze zanim mieli &Horror) i jak się okazuje całkiem słusznie. Na małe miasteczko spadają meteoryty zamieniające ludzi w zombie, bohaterka - tegoroczna laureatka Królowej Pastwiska za wiązanie bydła na czas próbuje akurat wyjechać z miasta gdy rozpętuje się piekło. Na szczęście z pomocą przychodzi tajemniczy nieznajomy - mroczny bohater w ogrodniczkach, słomkowym kapeluszu i w butach z ostrogami. Jak na tą klasę to zaskakująco niezły film, dają radę fabuła, efekty i twist na koniec. Do tego sporo humoru, w polskiej wersji spotęgowanego lektorem* - jedna z postaci: szeryf, przeklina non-stop, jego wypowiedzi to nieustający ciąg "fuckyoufuckingcocksuckerfuck!" ale w tłumaczeniu nie pada żadne przekleństwo aż do momentu uwaga "do diaska". Nie wiem czy to świadome nawiązanie do skeczu Stuhra ale ubawiło wszystkich setnie.
* Lektor jest fajny na imprezach gdzie ludzie nie znają angielskiego, trudno się czyta napisy i polewa wódkę jednocześnie.
"Martwe Mięso" kupiłem bo usłyszałem że w filmie jest krowa zombie. Krowa zombie! To chyba wystarczy za recenzję - takiej atrakcji nie można przegapić (choć można by się przyczepić że jest tylko przez chwilę i nie widoczna wyraźnie - ale hej, to oznaka dobrego horroru). Mięso z BSE zamieniło Irlandzkich rolników w zombie, 'miastowa' dziewczyna zachowująca podejrzanie zimną krew (i rzucające butami na obcasach niczym shurikenami) próbuje przeżyć i dostać się do cywilizacji. Ładne wiejskie plenery, irlandzki akcent, wspominałem o krowie zombie?
"Ognisty Przybysz" na pudełku ma nalepkę "Na podstawie pomysłu Williama Shatnera" co jest dziwne bo raczej nie ma się czym chwalić patrząc na jego poprzednie dokonania ("I'm William Shatner I can screw anything"). Ze Słońca przybywa żywy ogień potrafiący samemu się przemieszczać i opętywać ludzi (hej, to można podciągnąć pod ogniste zombie! to tematycznie by wyszło); przeciw niemu staje dwóch strażaków, podejmując nierówną walkę na przekór agentom złowrogiej Amerykańskiej Agencji Pożarnictwa. Smutne jest gdy w filmie klasy Z aktorzy próbują grać całkowicie na poważnie, prym w drewnie wiedzie tu Robert Beltran - jest jeszcze gorszy niż w Voyagerze, koleś musie mieć polskie korzenie. Film z tak złych że aż złych niestety.
Oceny filmów są oczywiście zbędne - jak wskazuje tytuł wszystko to są obowiązkowe arcydzieła.
Next on AKŚ! -> Death Race x 3!
a "Czarną owcę" widział? :>
OdpowiedzUsuńNo man, przynajmniej trzy razy pamiętam :) Żałuję tylko że nie wypalił zbiorowy wypad do kina jak puszczali u nas ostatnio. W ogóle ciekawe jak poradziła sobie w boxoffisie biorąc pod uwagę że kto takie filmy lubi to już widział dużo wcześniej.
OdpowiedzUsuńA ten nowy death race to kompromitacja w porównaniu ze starym - zupełnie klimatu nie potrafili osiągnąć (to tak a propos końcówki).
OdpowiedzUsuń