Z reguły wolę proste imprezowe planszówki - takie bez miliona żetonów i wymyślnych taktyk od których musk mnie boli. Chaos in the Old World mimo straszenia pozornie skomplikowanymi zasadami kusił warhammerowską tematyką: gracze jako bogowie chaosu niszczą Stary Świat przy okazji podgryzając się nawzajem. Jak się okazało nie jest źle, a nawet bardzo dobrze - po pierwsze jestem w stanie ogarnąć zasady, po drugie mimo sporej ilości żetonów (w końcu FFG) gra nie jest potworem wymagającym sześciogodzinnych rozgrywek z przerwami na posiłki, po trzecie daje mnóstwo radochy przy krzyżowaniu planów przeciwników. Do zwycięstwa można dążyć albo przez zbieranie punków za wpływy i niszczenie państw Starego Świata albo osiągając cele specyficzne dla danego bóstwa: Slaneesh wpływa na szlachtę, Khorne tłucze jak leci itd. Ta druga metoda, chyba wydajniejsza, powoduje że każdy gracz musi stosować całkowicie inne taktyki, ta różnorodność jest potęgowana dostępnymi da danego boga kartami. Żeby urozmaić rozgrywkę dodatkowo co turę losowane są karty mające wpływ na całą planszę, może to być atak Skavenów, spaczeniowy meteor czy powstanie chłopskie.
Graliśmy w Nerdcave i plansza spokojnie mieści się na knajpianym stoliku jeszcze z miejscem na piwa. Podziękowania dla Szczura za przytarganie pudła i przy okazji polecam jego recenzję na Nerdpunku.
Jako dodatek, departament mania za dużo czasu, nudzenia się w pracy i niepotrzebnych wykresów przedstawia schemat planszy:
Schemat planszy trzeba by wydrukować na poniedziałek - ułatwi sprawę w okolicach przerwy na piąty posiłek mieszczący się na stole (granice się wtedy zacierają) ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Gra FFG w realiach łarchammera może stać się doskonałą alternatywą dla wysłużonego już El Grande. Ech, gdyby nie ta cena :(
OdpowiedzUsuń