Dla większości to pewnie żaden wyczyn - zupa pomidorowa jest dobra i tyle, ale dla mnie pomidorówka to zawsze była nemezis i niewyobrażalny horror. Dlatego na przekór światu postanowiłem w ramach kolejnego eksperymentu kulinarnego zrobić dobrą zupę pomidorową! :) W większości to była improwizacja na wyczucie wg zasady 'to jest dobre i to jest dobre, nadadzą sie do zupy'.
Składniki: cebula, por, ząbek czosnku (jak kiedyś w przepisie nie będzie czosnku to znaczy że zapomniałem napisać), ostre papryczki, pół kostki bulionu warzywnego, pół puszki siekanych pomidorów, 2 małe pomidorki, szczypiorek.
Cebulę pokroiłem, do tego mniej więcej tyle samo pora i razem z czochnem i papryczkami na rozgrzanego woka, po chwili całość zalałem pomidorami z puszki. W międzyczasie zrobiłem kubek bulionu warzywnego z kostki. Bulionik ląduje razem z resztą na patelniowoku i gotuje się chwilę. Po wlaniu do miski, do zupy wrzuciłem 2 pokrojone małe pomidory i szczypiorek (koniecznie!). Do tego tabasco jakby była za łagodna i piwo jakby była za ostra. Wynik eksperymentu: sukces! (Dziwnym nie jest) Pierwsza na świecie dobra zupa pomidorowa, sukces może nie miarę pierwszego sztucznego satelity na przykład ale zawsze coś.
Na przyszłość do przetestowania - kolega sprzedał mi patent na zupę rybno-pomidorową: zasada podobna jak wyżej ale na początku na patelni smaży się filet z ryby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz