środa, 31 grudnia 2008
Piwne Planszówki: Imprezówki
Ciąg dalszy prezentacji faworytkowych planszówek tym razem najbardziej imprezowe z imprezowych, best of the best alkoholowych posiadów.
Jenga - czyli gra w przestawianie klocuszków. Ustawienie początkowe to wieża z ułożonych naprzemiennie warstw trzech drewnianych klocków. Zasady są banalnie proste: trzeba (używając tylko jednej ręki) wyjąć klocek z wieży i położyć go na górze, przegrywa gracz przewalający wszystko w cholerę. Idealna na imprezy, po piwie robi się tylko lepsza i co bardzo ważne zasady można wytłumaczyć w moment (czasami konieczność tłumaczenia wyjątkowo skomplikowanych zasad i/lub wyjątkowo opornym graczom zabija całą radochę z gry).
Jungle Speed - gracze dostają karty z kolorowymi symbolami, a między nimi stawia się totem - ot taki drewniany kołek. Celem gry jest zejście z wszystkich kart poprzez łapanie w odpowiednim momencie totemu - odpowiednim czyli gdy na dwóch kartach na stole znajdzie się taki sam symbol. Niestety (a właściwie to bardzo dobrze) symbole są bardzo podobne do siebie i dodatkowo w różnych kolorach - bardzo łatwo jest o pomyłkę. Jungle Speed wymaga nadludzkiego refleksu i nerwów ze stali - czyli dokładnie tego co człowiek zyskuje po kilku głębszych :)
I jeszcze znaleziona w necie (chyba na boardgamegeek) fotka Jengi w wersji z Donkey Kongiem, nie wiem o co chodzi, nie wiem gdzie można kupić ale wiem że chcę to koniecznie! :)
Jenga - czyli gra w przestawianie klocuszków. Ustawienie początkowe to wieża z ułożonych naprzemiennie warstw trzech drewnianych klocków. Zasady są banalnie proste: trzeba (używając tylko jednej ręki) wyjąć klocek z wieży i położyć go na górze, przegrywa gracz przewalający wszystko w cholerę. Idealna na imprezy, po piwie robi się tylko lepsza i co bardzo ważne zasady można wytłumaczyć w moment (czasami konieczność tłumaczenia wyjątkowo skomplikowanych zasad i/lub wyjątkowo opornym graczom zabija całą radochę z gry).
Jungle Speed - gracze dostają karty z kolorowymi symbolami, a między nimi stawia się totem - ot taki drewniany kołek. Celem gry jest zejście z wszystkich kart poprzez łapanie w odpowiednim momencie totemu - odpowiednim czyli gdy na dwóch kartach na stole znajdzie się taki sam symbol. Niestety (a właściwie to bardzo dobrze) symbole są bardzo podobne do siebie i dodatkowo w różnych kolorach - bardzo łatwo jest o pomyłkę. Jungle Speed wymaga nadludzkiego refleksu i nerwów ze stali - czyli dokładnie tego co człowiek zyskuje po kilku głębszych :)
I jeszcze znaleziona w necie (chyba na boardgamegeek) fotka Jengi w wersji z Donkey Kongiem, nie wiem o co chodzi, nie wiem gdzie można kupić ale wiem że chcę to koniecznie! :)
wtorek, 30 grudnia 2008
En la ciudad: Cocina Mexicana
W przypływie szaleńczej odwagi, robiąc przerwę w lansie w Arkadii, poszedłem do nowego fast foodu: Fajita Express. Dają tam meksykańskie żarcie; na pierwszy ogień poszło chilli con carne - mielone pikantne mięso z fasolą w fajnej jadalnej* miseczce z tortilli. Miła odmiana od hamburgerów ale bez żadnych rewelacji - po prostu czuć że nie jest to coś przygotowanego przed chwilą tylko podgrzane w mikrofali. Do tego dość drogo - pewnie taniej niż w typowej meksykańskiej restauracji ale sporo drożej od typowego fast foodu. Największy plus: rewelacyjny zielony sos salsa (oczywiście za dopłatą), muszę poszukać go w sklepach.
Knajpę jeszcze będę testował ale w kategorii "fasola z mięsem" zdecydowanie lepsza (i tańsza!) jest fasolka po meksykańsku od Pana Pierożka :)
Pozostając w latynoskim klimacie: Whopper z sosem jalapeno - spory zawód, sosik przypominał raczej ostry ketchup i prawdopodobnie papryki nawet nie widział. Szkoda.
* mam nadzieję, w każdym razie zjadłem ją :)
BTW góglowe translacje rula:
Knajpę jeszcze będę testował ale w kategorii "fasola z mięsem" zdecydowanie lepsza (i tańsza!) jest fasolka po meksykańsku od Pana Pierożka :)
Pozostając w latynoskim klimacie: Whopper z sosem jalapeno - spory zawód, sosik przypominał raczej ostry ketchup i prawdopodobnie papryki nawet nie widział. Szkoda.
* mam nadzieję, w każdym razie zjadłem ją :)
BTW góglowe translacje rula:
piątek, 19 grudnia 2008
Zabójca efich paralityków!
Miałem już nie kompromitować się 'reckami' ale na szybko spróbuje bo jest okazja: nowy Gotrek! Tym razem uroczy karypel tłucze Mroczne Elfy. Czego w tej książce nie ma! Są pływające miasta, zatopione miasta, perwersyjny seks, piraci, ninja, piraci kontra ninja a nawet zmutowany rekin chaosu! Po ostatniej książce, w której skala stawianego przed bohaterami wyzwania była w miarę rozsądna, tu Long znowu wraca do epickiego rozmachu - zagłada grozi całemu Imperium a w zasadzie i światu.
Zauważyłem w trakcie czytania że autor tworzy widowiskowe sceny, które zapewne robiły by wrażenie w filmie ale w książce taki kilkustronicowy bieg po walącym się mieście jest po prostu nudny. Na końcu znalazłem notkę biograficzną o autorze i bingo! Jest scenarzystą hollywoodzkim, to wszystko wyjaśnia. Zdecydowanie bardziej wolałem bardziej przyziemne motywy, walkę z lokalnymi problemami w lasach, wioskach i miasteczkach Imperium. Ta eskalacja
zagrożeń jest irytująca ale rozumiem że Gotrek z założenia szukałby coraz większych wyzwań. :)
Z ciekawostek: aby czas akcji zgadzał się z obecną linią Warhammera, okazało się daty przy fragmentach "Moich podróży z Gotrekiem" z poprzednich książek są błędem popełnionym przez niedbalstwo wydawcę - brata Felixa.
Mimo marudzenia muszę powiedzieć że miałem fun jak zawsze z czytania kolejnych cośtamslayerów, prawdopodobnie jednak w sporej części to zasługa sentymentu i przyzwyczajenia do serii.
A teraz uwaga - w marcu kolejna część! I jest już okładka:
Tak, najwyraźniej tym razem demony już nie wystarczyły, Goterk i Felix zatłuką jakiegoś Lovecraftowego boga z głębin. Nie mogę się doczekać! :)
Zauważyłem w trakcie czytania że autor tworzy widowiskowe sceny, które zapewne robiły by wrażenie w filmie ale w książce taki kilkustronicowy bieg po walącym się mieście jest po prostu nudny. Na końcu znalazłem notkę biograficzną o autorze i bingo! Jest scenarzystą hollywoodzkim, to wszystko wyjaśnia. Zdecydowanie bardziej wolałem bardziej przyziemne motywy, walkę z lokalnymi problemami w lasach, wioskach i miasteczkach Imperium. Ta eskalacja
zagrożeń jest irytująca ale rozumiem że Gotrek z założenia szukałby coraz większych wyzwań. :)
Z ciekawostek: aby czas akcji zgadzał się z obecną linią Warhammera, okazało się daty przy fragmentach "Moich podróży z Gotrekiem" z poprzednich książek są błędem popełnionym przez niedbalstwo wydawcę - brata Felixa.
Mimo marudzenia muszę powiedzieć że miałem fun jak zawsze z czytania kolejnych cośtamslayerów, prawdopodobnie jednak w sporej części to zasługa sentymentu i przyzwyczajenia do serii.
A teraz uwaga - w marcu kolejna część! I jest już okładka:
Tak, najwyraźniej tym razem demony już nie wystarczyły, Goterk i Felix zatłuką jakiegoś Lovecraftowego boga z głębin. Nie mogę się doczekać! :)
środa, 10 grudnia 2008
czwartek, 4 grudnia 2008
Piwne Planszówki: Scrabble są...
ń
Klasyka. Zasady są banalne a jednocześnie dające niezłe pole do kombinowania: układanie krzyżujących się wyrazów na planszy, najlepiej na specjalnych, dających bonusy polach, przy czym im rzadziej występująca w języku polskim literka tym więcej warta punktów. Nie jest może idealnie imprezowa - w późniejszych stadiach biesiadowania gracze mają tendencję do zawieszania się przy wymyślaniu wyrazu ale z drugiej strony powstaje wtedy piękne słowotwórstwo.
Next: imprezowe must have.
Klasyka. Zasady są banalne a jednocześnie dające niezłe pole do kombinowania: układanie krzyżujących się wyrazów na planszy, najlepiej na specjalnych, dających bonusy polach, przy czym im rzadziej występująca w języku polskim literka tym więcej warta punktów. Nie jest może idealnie imprezowa - w późniejszych stadiach biesiadowania gracze mają tendencję do zawieszania się przy wymyślaniu wyrazu ale z drugiej strony powstaje wtedy piękne słowotwórstwo.
Next: imprezowe must have.
Na mieście: Becon Wars
Chyba z okazji wyborów w USA McDonalds wprowadził 'amerykańskie' menu z flagową pozycją: Big Tasty Bekon. Kilka lat temu była już promocja z czymś co się nazywało Big Tasty, pamiętam dostałem to z górą z mniejszej bułki a na dodatek pochorowałem się po zjedzeniu. Niestety nie nauczony na szkodzie zabrałem się na nową ulepszoną boczkiem inkarnację. Pierwsze wrażenie - dominujący smak spalonego mięsa, jak domyślam się z bekonu, drugie wrażenie - jakieś to tłuste i niezjadliwe. Serio, nie dałem rady, może tak człowiek ma na starość ale miałem wrażenie że żyły zapychają się cholesterolem w trakcie jedzenia. Jedynie szybka interwencja wódki z pieprzem mnie uratowała. Trzeba przyznać jednak że był duży skubany, niedobry ale duży.
Miałem odstawić fast foody po BTB ale tydzień później akurat znalazłem się w Burger Kingu (a wejdę zobaczę co się stanie) no i nie mogłem przegapić możliwości porównania z Whopperem z bekonem. W imię nauki! W pierwszej chwili zawód - znów smak spalonego boczku, na szczęście tylko w pierwszym kęsie - musiał być przypalony z brzegu. Whooper wypada zdecydowanie lepiej, po pierwsze dużo warzywek (cebula!) po drugie kotlet bardziej przypomina w smaku mięso. Na dodatek kolejki jakby mniejsze. Burger King ma jeszcze parę ciekawych rzeczy w menu (co to są krążki cebulowe?) niezbędne są dalsze badania.
BTW robienie zdjęć aparatem z tego telefonu nie ma sensu, muszę wymyślić jakąś alternatywę (lustrzana i statyw? :)
Miałem odstawić fast foody po BTB ale tydzień później akurat znalazłem się w Burger Kingu (a wejdę zobaczę co się stanie) no i nie mogłem przegapić możliwości porównania z Whopperem z bekonem. W imię nauki! W pierwszej chwili zawód - znów smak spalonego boczku, na szczęście tylko w pierwszym kęsie - musiał być przypalony z brzegu. Whooper wypada zdecydowanie lepiej, po pierwsze dużo warzywek (cebula!) po drugie kotlet bardziej przypomina w smaku mięso. Na dodatek kolejki jakby mniejsze. Burger King ma jeszcze parę ciekawych rzeczy w menu (co to są krążki cebulowe?) niezbędne są dalsze badania.
BTW robienie zdjęć aparatem z tego telefonu nie ma sensu, muszę wymyślić jakąś alternatywę (lustrzana i statyw? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)