Kolejny po Polconie wypad do Łodzi, mój pierwszy Międzynarodowy Festiwal Komiksu. W porównaniu z WSK rozmach był dużo większy, przez kilka budynków imprezy przewalały się tłumy a całe miasto było oplakatowane. Posłuchałem Scotta Lobdella, kupiłem umiarkowaną ilość komiksów (Cyrkielnia nowa wyszła!), wysępiłem promocyjną przypinkę od Pjpa z Motywu Drogi, wypiłem piwo na Piotrkowskiej - to był dobry dzień.
Część części targowej:
Stoisko twórców Bicosmosis, muszę przyznać że promocja robi wrażenie: standy, plakaty, koszulki, był nawet rzutnik wyświetlający fragmenty komiksów. A sami autorzy niezwykle sympatyczni.
Pokaz tabletów Wacom, można się było nimi pobawić. Niestety jakoś magicznie nie nabrałem talentu do rysowania więc pobazgroliłem jak pijany trzylatek. A autorkę poniższego aniołka to chyba nawet wygooglowałem na Deviantarcie.
Fragment gigantycznej kolejki do autografów, nie miałem zdrowia stać. "Wieczna wojna" przejechała się do Łodzi i wróciła bez podpisu Marvano. A czy Ty regularnie wyprowadzasz swoje komiksy na spacer?
Zabawki! Yay!
Łódź naprawdę się przejęła festiwalem, cała Piotrkowska była w widocznych na zdjęciu reklamach. Ale parada z okazji MFK to już trochę overkill...
No i lansik: Biocosmosis podpisany przez całą ekipę. Stoisko było trochę na uboczu i kolejka do autografów był znośna.
Maksym Osa z autografem Igora Baranko - sprytnie zdobyty dwa dni wcześniej na spotkaniu w Centrum Komiksu. Na MFK nie miałbym szans.
A za trzy tygodnie Comic Action.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz